Eiðurinn (2016)
Rzadko zdarza się, by protagonista, który nie jest wyraźnie przez twórcę wskazywany na osobę antypatyczną, budził tak silną moją irytację, jak Finnur z "Przysięgi". Teoretycznie powinienem mu kibicować. W końcu jest on zaprezentowany jako kochający ojciec, który widzi staczającą się córkę ku przepaści nałogu narkotykowego i desperacko próbuje ją uratować przed nią samą. A raczej przed jej chłopakiem, którego wini za całe zło, jakie dzieje się z jej ukochaną córką. Tyle tylko, że podejmowane przez niego działania wcale mnie do niego nie przekonywały. Przeciwnie, sprawiały, że trzymałem kciuki, by mu się nie powiodło.
Początkowo byłem w stanie bohatera jeszcze zrozumieć. Kiedy widzi córkę zachowującą się irracjonalnie, próbuje jej przemówić do rozsądku. Co oczywiście nie działa. Wkrótce okazuje się, że rzeczywista troska miesza się u niego z uprzedzeniami. To zaś zaślepia go na prawdę i sprawia, że z uporem maniaka zachowuje się w sposób, który nie przynosi rezultatów. I to wtedy zacząłem darzyć bohatera antypatią. To jego miotanie się w kółko, że niby jest zdolny do wszystkiego, by uratować córkę, a jednocześnie nie potrafi zdecydować się na radykalne kroki. Potem zaczęła wkurzać mnie jego naiwność, która zupełnie nie licuje z osobą lekarza, człowieka inteligentnego, który na sali operacyjnej niejedno widział. I w końcu nie potrafiłem zaakceptować jego niezdecydowania, kiedy niby wkroczył na drogę bez powrotu.
Te gorące emocje uratowały film w moich oczach. Bo sama w sobie jest to dość mdła historyjka. Reżyser nie do końca umiał się zdecydować, czy bardziej interesuje go rzecz jako dramat psychologiczny, czy może raczej kryminał. Jest to więc opowieść niezwykle schematyczna, która nie powinna była mnie obejść, ale było inaczej właśnie przez bohatera, obok którego nie potrafiłem przejść obojętnie.
Ocena: 5
Początkowo byłem w stanie bohatera jeszcze zrozumieć. Kiedy widzi córkę zachowującą się irracjonalnie, próbuje jej przemówić do rozsądku. Co oczywiście nie działa. Wkrótce okazuje się, że rzeczywista troska miesza się u niego z uprzedzeniami. To zaś zaślepia go na prawdę i sprawia, że z uporem maniaka zachowuje się w sposób, który nie przynosi rezultatów. I to wtedy zacząłem darzyć bohatera antypatią. To jego miotanie się w kółko, że niby jest zdolny do wszystkiego, by uratować córkę, a jednocześnie nie potrafi zdecydować się na radykalne kroki. Potem zaczęła wkurzać mnie jego naiwność, która zupełnie nie licuje z osobą lekarza, człowieka inteligentnego, który na sali operacyjnej niejedno widział. I w końcu nie potrafiłem zaakceptować jego niezdecydowania, kiedy niby wkroczył na drogę bez powrotu.
Te gorące emocje uratowały film w moich oczach. Bo sama w sobie jest to dość mdła historyjka. Reżyser nie do końca umiał się zdecydować, czy bardziej interesuje go rzecz jako dramat psychologiczny, czy może raczej kryminał. Jest to więc opowieść niezwykle schematyczna, która nie powinna była mnie obejść, ale było inaczej właśnie przez bohatera, obok którego nie potrafiłem przejść obojętnie.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz