Jonas (2018)
Ciężkie jest życie tchórza. Szczególnie takiego, który zdaje sobie sprawę z tego, kim jest i co się za jego sprawą stało. Fakt, że znalazł się w sytuacji, w której niewiele osób byłoby sobie w stanie lepiej poradzić, niewiele znaczy. Kiedy lęk i chęć przetrwania okazują się silniejsze nawet od miłości, trudno jest się nie znienawidzić.
I to się właśnie stało z tytułowym bohaterem filmu "Jonas". Mężczyzna snuje się bez celu po rodzinnym mieście. Niby ma chłopaka, ale zrobił wszystko, by zniszczyć związek. Nieustannie wdaje się w bójki, żeby ból fizyczny choć na chwilę zagłuszył to, co czuje jego dusza. A ta rozpamiętuje wydarzenia sprzed 18 lat, kiedy Jonas był 15-latkiem i właśnie po raz drugi się zakochał. Prowadząca naprzemiennie narracja stopniowo ujawnia szczegóły dramatu, które ukształtowały/zniszczyły bohatera.
Fabularnie "Jonas" niczym nie zaskakuje. Byłem jednak mile zaskoczony faktem, że całość powstała dla telewizji. Tego naprawdę się nie czuje. "Jonas" wypada lepiej od większości produkcji Netfliksa, jak również od tego, co nasza polska kinematografia ma do zaoferowania.
Reżyser zdając sobie sprawę z mało odkrywczego tematu, skupił się na jego prezentacji. I to się opłaciło. Powstało dzieło solidne z dobrze ukształtowanymi bohaterami i relacjami, które wypadają wiarygodnie i są na tyle interesujące, by przykuć uwagę widzów. Rola Jonasa nie była szczególnie trudna, ale jednak wymagała sporej dozy dyscypliny, by nie popaść w przesadę. Félix Maritaud spisał się pierwszorzędnie, stając się prawdziwym uosobieniem seksownego cierpienia w samotności. Zresztą grający młodszą wersję postaci Nicolas Bauwens również zrobił na mnie pozytywne wrażenie, doskonale radząc sobie zarówno z typowymi młodzieńczymi rozterkami, jak i z reakcją na tragedię, która stała się jego udziałem.
Oczywiście można było z tej historii wycisnąć dużo więcej. Ale też znam wiele podobnych filmów - i to kinowych! - które nawet takiego poziomu nie były w stanie osiągnąć.
Ocena: 6
I to się właśnie stało z tytułowym bohaterem filmu "Jonas". Mężczyzna snuje się bez celu po rodzinnym mieście. Niby ma chłopaka, ale zrobił wszystko, by zniszczyć związek. Nieustannie wdaje się w bójki, żeby ból fizyczny choć na chwilę zagłuszył to, co czuje jego dusza. A ta rozpamiętuje wydarzenia sprzed 18 lat, kiedy Jonas był 15-latkiem i właśnie po raz drugi się zakochał. Prowadząca naprzemiennie narracja stopniowo ujawnia szczegóły dramatu, które ukształtowały/zniszczyły bohatera.
Fabularnie "Jonas" niczym nie zaskakuje. Byłem jednak mile zaskoczony faktem, że całość powstała dla telewizji. Tego naprawdę się nie czuje. "Jonas" wypada lepiej od większości produkcji Netfliksa, jak również od tego, co nasza polska kinematografia ma do zaoferowania.
Reżyser zdając sobie sprawę z mało odkrywczego tematu, skupił się na jego prezentacji. I to się opłaciło. Powstało dzieło solidne z dobrze ukształtowanymi bohaterami i relacjami, które wypadają wiarygodnie i są na tyle interesujące, by przykuć uwagę widzów. Rola Jonasa nie była szczególnie trudna, ale jednak wymagała sporej dozy dyscypliny, by nie popaść w przesadę. Félix Maritaud spisał się pierwszorzędnie, stając się prawdziwym uosobieniem seksownego cierpienia w samotności. Zresztą grający młodszą wersję postaci Nicolas Bauwens również zrobił na mnie pozytywne wrażenie, doskonale radząc sobie zarówno z typowymi młodzieńczymi rozterkami, jak i z reakcją na tragedię, która stała się jego udziałem.
Oczywiście można było z tej historii wycisnąć dużo więcej. Ale też znam wiele podobnych filmów - i to kinowych! - które nawet takiego poziomu nie były w stanie osiągnąć.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz