Kidnapping Stella (2019)
Po "Porwanie Stelli" sięgnąłem wyłącznie kierowany ciekawością, czy Niemcom udało się to, na czym polegli wcześniej Holendrzy, czyli nakręceniu dobrego remake'u "Uprowadzonej Alice Creed". Okazało się jednak, że dorównać oryginałowi nie jest łatwo. Ba, Thomas Sieben i jego ekipa wypadli dużo gorzej od Jorama Lürsena i jego zespołu. Wydaje mi się, że stało się tak dlatego, że Holendrzy po prostu skopiowali Anglików, a Niemcy postanowili trochę w fabule pozmieniać.
Ingerencja Siebena początkowo nie rzuca się w oczy. Pierwszy akt "Porwania Stelli" sugeruje remake bardzo wierny oryginałowi. Dopiero później reżyser/scenarzysta zaczął eksperymentować z relacjami między postaciami, a co za tym idzie i dynamiką interakcji. Sam pomysł na to, by coś zmienić w znanej historii, nie był zły. Niestety kierunek tych zmian zupełnie nie przypadł mi do gustu. Doprowadził bowiem do bardzo słabego trzeciego aktu. Nie ma w nim miejsca na ostatnie niespodzianki fabularne. Relacja między dwójką porywaczy jest dużo banalniejsza niż w oryginalne. Mocnemu osłabieniu uległa też postać kobieca. Sieben zrezygnował z przewrotności na rzecz gatunkowej przewidywalności. W ten sposób cała historia zrobiła się po prostu głupia.
Niestety słabością "Porwania Stelli" jest też obsada. Haase jako Stella nie robi większego wrażenia. Zaś Schick przesadza z wytrzeszczaniem oczu, przez co wydaje się, jakby odgrywał parodię złoczyńcy.
Ci, którym "Uprowadzona Alice Creed" się podobała, lepiej zrobią nie sięgając po niemiecki remake. Ci, którzy jeszcze tej historii nie poznali, dobrze zrobią oglądając oryginał.
Ocena: 4
Ingerencja Siebena początkowo nie rzuca się w oczy. Pierwszy akt "Porwania Stelli" sugeruje remake bardzo wierny oryginałowi. Dopiero później reżyser/scenarzysta zaczął eksperymentować z relacjami między postaciami, a co za tym idzie i dynamiką interakcji. Sam pomysł na to, by coś zmienić w znanej historii, nie był zły. Niestety kierunek tych zmian zupełnie nie przypadł mi do gustu. Doprowadził bowiem do bardzo słabego trzeciego aktu. Nie ma w nim miejsca na ostatnie niespodzianki fabularne. Relacja między dwójką porywaczy jest dużo banalniejsza niż w oryginalne. Mocnemu osłabieniu uległa też postać kobieca. Sieben zrezygnował z przewrotności na rzecz gatunkowej przewidywalności. W ten sposób cała historia zrobiła się po prostu głupia.
Niestety słabością "Porwania Stelli" jest też obsada. Haase jako Stella nie robi większego wrażenia. Zaś Schick przesadza z wytrzeszczaniem oczu, przez co wydaje się, jakby odgrywał parodię złoczyńcy.
Ci, którym "Uprowadzona Alice Creed" się podobała, lepiej zrobią nie sięgając po niemiecki remake. Ci, którzy jeszcze tej historii nie poznali, dobrze zrobią oglądając oryginał.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz