Midsommar (2019)

SPOILER

Jest grupa filmowców, która z kina gatunkowego, jakim jest horror, uczyniła sztukę. Ari Aster nie jest jednym z nich. Och, facet ma naprawdę sporą wiedzę na temat horrorowych schematów. Mój problem z nim polega na tym, że zupełnie nie podoba mi się to, w jaki sposób swoją wiedzę wykorzystuje. Zarówno "Midsommar", jak i wcześniej "Hereditary", ceniłbym dużo bardziej, gdyby usunięto z nich wszelkie ślady horroru.



Ari Aster jest estetą ze skłonnością do barokowego przesytu i wprowadzaniem turpistycznych elementów. W teorii jego podejście powinno idealnie łączyć się z horrorowym kanonem. W rzeczywistości reżyser rozdyma schemat gatunkowy do groteskowych rozmiarów, przez co jego film zaczyna przypominać krowę na sterydach hodowaną na hamburgery. Najbardziej daje się to we znaki w końcowej fazie filmu (identycznie było zresztą w "Hereditary"). W pewnym momencie po prostu przekroczona zostaje granica moje tolerancji i całość zaczyna wyglądać tak idiotycznie, że niezależnie od tego, co wcześniej o filmie myślałem, teraz jest to dla mnie nic więcej jak tylko kawałek gówna pływający w rzadkim szambie. Scena orgii kojarzyła mi się z "American Pie". Zaś finałowe katharsis wydawało mi się tak sztuczne i fałszywe, że z najwyższym trudem je wytrzymałem.

Co dziwne, kiedy Aster opowiada o ludziach, ich traumach, problemach w relacjach, ta sama hiperestetyzacja działa jak najbardziej na korzyść filmu i prezentowanej historii. Pierwsza połowa to obraz ze wszech miar fascynujący. Byłem zachwycony tym, jak reżyser pokazuje ludzi będących w relacji z definicji intymnej, a jednak całkowicie tej intymności pozbawionej. Dwójkę głównych bohaterów nic nie łączy, a jednak stanowią parę. Ona na jakimś poziomie zdaje sobie sprawę, że jej partner czuje się uwięziony w relacji z nią, a jednak po mistrzowsku stosuje psychologiczne pułapki i swoją pozorną postawą uległości zarzuca mu pętle, z których ten nie potrafi się wydobyć. Cudowne są sceny ich wzajemnej komunikacji, której nie mają nic wspólnego z przekazywaniem tego, co naprawdę bohaterowie myślą. To, jak reżyser komponuje kadry, jak bawi się perspektywą, jak łączy ze sobą różne elementy w symbolicznie istotne całości, naprawdę budziło mój zachwyt.

Podobał mi się również pomysł wprowadzenia wątku pogańskiej sekty. Wydawało się to naturalnym rozwinięciem tematu problemów psychicznych. Aster przypomina bowiem, że na długo przed narodzinami psychoanalizy (bohaterka jest studentką psychologii) i wynalezieniem psychotropów (na które dostaliśmy zbliżenie w drugiej albo trzeciej scenie filmu) ludzie posiadali skuteczne metody radzenia sobie z bagażem wypartych emocji i popędów. Kanalizowane były one w rytuałach. Dzięki nim w warunkach kontrolowanych człowiek mógł wkroczyć do krainy Id. A ponieważ tam dominuje przemoc i sporo negatywnych emocji, to i rytuały często mają brutalny i szokujący charakter.

Niestety misteria przygotowane przez Astera stały się orgią nabrzmiałych horrorowych schematów, przez co straciły całą swoją moc. Do tego wszystkiego nie kupuję ewolucji głównej bohaterki. Jej uśmiech sugerujący, że rytuał odniósł skutek i wypalił jej emocjonalny bagaż, moim zdaniem nie ma racji bytu. Byłbym skłonny w to uwierzyć, gdyby dziewczyna podjęła decyzję o poświęceniu chłopaka ot tak, po prostu. Ponieważ jednak zrobiła to po tym, jak zobaczyła "ukochanego" w rytualnej orgii, jej decyzja wygląda po prostu na zwykłą zemstę odtrąconej kobiety. A to moim zdaniem sprawia, że zamiast pozbyć się ciężaru, tylko go dramatycznie zwiększyła.

Z kina wyszedłem więc mocno sfrustrowany i rozczarowany. Ponownie Aster obiecał mi cudowny film, po czym obrał kierunek dla mnie niemożliwy do zaakceptowania. Do tego wszystkiego symbolika run nordyckich jest trochę zbyt nachalnie i prostacko jak na mój gust stosowana. Pod tym względem Ari Aster przegrywa z kretesem z zespołem Wardruna, który runy przekształci w trzy muzyczne uczty.

Mimo wszystko oceniam ten film wyżej niż "Hereitary". Pewnie dlatego, że o ile tam dałem się w pełni zaskoczyć nieznośnemu finałowi, o tyle w tym przypadku jakaś cząstka mnie musiała przeczuwać, że dostanę powtórkę z rozrywki.

Ocena: 4

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)