Tämä hetki kaislikossa (2017)
Zaczyna się obiecująco. Oto latem do tytułowego domku nad jeziorem przybywa młody chłopak. Jest synem właściciela budynku i ma pomóc ojcu w remoncie. Chłopak niewiele wie na temat robót manualnych. Jego specjalnością jest literatura, którą studiuje w Paryżu. Na szczęście ojciec przewidział to i zatrudnił uchodźcę z Syrii do pomocy. Jak by tego było mało, ojca i syna dzieli niezwerbalizowana ale namacalna wrogość. Coś jest między nimi nie tak. Coś, co sprawia, że nie potrafią nawiązać nici porozumienia, nawet jeśli jedno z nich wydaje się skłonne, by do odbudowy relacji doprowadzić. Jednocześnie dość szybko nawiąże się nic porozumienia między chłopakiem a Syryjczykiem...
Nie jest to może najbardziej oryginalny z punktów wyjścia, ale dawał nadzieję na wciągającą historię. Wystarczyło tylko, by bohaterowie byli w miarę sympatyczni i by reżyser dał czas na zbudowanie filmowych relacji między postaciami. Niestety, tego ostatniego zabrakło, przez co "Dom nad jeziorem" zmienił się w parodię melodramatów.
Historia, którą Mikko Makela próbuje opowiedzieć, aby stała się wiarygodną i poruszającą, powinna być rozpisana na wiele miesięcy. Tymczasem reżyser zrobił z niej koncentrat i wszystko zmieścił w czterech dniach. Pierwszego chłopak i zatrudniony robotnik zakochują się, drugiego ich miłości wydaje się krzepnąć, by trzeciego trafić na problemy, a czwartego następuje finał. Rzeczy rozgrywają się w taki tempie, że absolutnie nie ma miejsce na rozwijanie wątku miłosnego. Kiedy trzeciego dnia bohaterowie zaczynają orientować się, że na przeszkodzie ich uczuciu stoją okoliczności, trudno nie pokładać się ze śmiechu. Rozmawiają ze sobą, jakby ich więź budowała się całymi tygodniami, jakby już pierwszego dnia nie wiedzieli, że mają ledwie chwile w sitowiu. Jak udało się aktorom z poważną miną gadać takie głupoty, nie jestem w stanie pojąć.
Jeszcze gorzej wypada wątek relacji ojca z synem. Trudno w zasadzie mówić o jego istnieniu, skoro ojciec pojawia się i znika pod byle pretekstem. Nie było więc fizycznie możliwości, by cokolwiek się między tą parą bohaterów zrodziło. Choć reżyser próbuje coś tam markować: ot tu jakieś spojrzenie sugerujące, że ojciec poczuł się do żywego zraniony słowami syna, ówdzie chłopak okazuje się ślepy na gesty dobrej woli ze strony rodzica. Takimi działaniami nie da się jednak wiele zwojować. Czasu nie da się oszukać. Można nim co najwyżej sprawnie manipulować. W tej dziedzinie reżyser ma same braki.
Ocena: 3
Nie jest to może najbardziej oryginalny z punktów wyjścia, ale dawał nadzieję na wciągającą historię. Wystarczyło tylko, by bohaterowie byli w miarę sympatyczni i by reżyser dał czas na zbudowanie filmowych relacji między postaciami. Niestety, tego ostatniego zabrakło, przez co "Dom nad jeziorem" zmienił się w parodię melodramatów.
Historia, którą Mikko Makela próbuje opowiedzieć, aby stała się wiarygodną i poruszającą, powinna być rozpisana na wiele miesięcy. Tymczasem reżyser zrobił z niej koncentrat i wszystko zmieścił w czterech dniach. Pierwszego chłopak i zatrudniony robotnik zakochują się, drugiego ich miłości wydaje się krzepnąć, by trzeciego trafić na problemy, a czwartego następuje finał. Rzeczy rozgrywają się w taki tempie, że absolutnie nie ma miejsce na rozwijanie wątku miłosnego. Kiedy trzeciego dnia bohaterowie zaczynają orientować się, że na przeszkodzie ich uczuciu stoją okoliczności, trudno nie pokładać się ze śmiechu. Rozmawiają ze sobą, jakby ich więź budowała się całymi tygodniami, jakby już pierwszego dnia nie wiedzieli, że mają ledwie chwile w sitowiu. Jak udało się aktorom z poważną miną gadać takie głupoty, nie jestem w stanie pojąć.
Jeszcze gorzej wypada wątek relacji ojca z synem. Trudno w zasadzie mówić o jego istnieniu, skoro ojciec pojawia się i znika pod byle pretekstem. Nie było więc fizycznie możliwości, by cokolwiek się między tą parą bohaterów zrodziło. Choć reżyser próbuje coś tam markować: ot tu jakieś spojrzenie sugerujące, że ojciec poczuł się do żywego zraniony słowami syna, ówdzie chłopak okazuje się ślepy na gesty dobrej woli ze strony rodzica. Takimi działaniami nie da się jednak wiele zwojować. Czasu nie da się oszukać. Można nim co najwyżej sprawnie manipulować. W tej dziedzinie reżyser ma same braki.
Ocena: 3
Komentarze
Prześlij komentarz