The Great Hack (2019)

"Hakowanie świata" to kolejny przykład na to, jak bardzo środowiska liberalno-lewicowe oderwane są od rzeczywistości. One nie tylko zajmują się problemami, które większości ludzi w ogóle nie obchodzą, lecz odnoszą porażkę na podstawowym poziomie stawiania diagnoz i identyfikowania rzeczywistych zagrożeń.



Przyznaję, nie byłem w stanie spokojnie obejrzeć dokumentu Karima Amera i Jehane Noujaim. Robiło mi się niedobrze na widok samozadowolenia, z jakim twórcy i bohaterowie podejmują walkę o prawa obywatelskie rozumiane szerzej, jako prawo do danych. Dokumentaliści towarzyszą grupie osób, które doprowadziły do upadku Cambridge Analytica. I choć na końcu pojawia się konstatacja, że to nie jest koniec walki, trudno nie odnieść wrażenia, że upadek CA autorzy filmu uznają za powód do dumy.

Tymczasem, kiedy przyjrzeć się dokładnie temu, co w "Hakowaniu świata" przedstawiono, okazuje się, że wartość filmu jest niemal zerowa. Dokumentaliści zrobili dokładnie to, o co oskarżali CA: wybiórczo potraktowali dane, nad rzeczami dla nich niewygodnymi prześlizgują się sprawnie, by mało kto to zauważył, a swoje przesłanie skierowali do konkretnego odbiorcy. Różnica polega na tym, że o ile CA targetowało nieprzekonanych, którzy mogli zmienić poglądy, twórcy dokumentu ewidentnie nakręcili film dla tych, którzy podobnie do nich postrzegają świat. W ten sposób "Hakowanie świata" jest swoistego rodzaju feel-good movie dla liberalnej lewicy czującej się zagrożoną ze strony populistycznych skrajnie prawicowych nurtów gotowych wykorzystać system przeciwko niemu samemu. To przykład zamykania się we własnym gronie, gdzie wszyscy myślą podobnie i sobie przytakują.

Ale tak nie da się zmienić świata. Szczególnie, kiedy w ogóle źle wskazuje się wrogów. Jeśli bowiem nie podziela się punktu widzenia twórców "Hakowania świata", to nawet w tym filmie widać, że Cambridge Analytica nie jest rzeczywistym problemem, a co najwyżej objawem głębszego i znacznie poważniejszego zjawiska. A może nawet kilku.

Przede wszystkim dokumentaliści w ogóle nie potrafią zmierzyć się z faktem, że dla przeważającej grupy ludzi, szczególnie tych, którzy dorastali już w erze powszechnego dostępu do internetu, brak prywatności nie jest problemem. Twórcy próbują wmówić widzom, że to, iż użytkownicy internetu otrzymują mocno spersonalizowany przekaz, jest czym przerażającym. Ale poza ogólnymi frazesami o tym, że możemy być w ten sposób manipulowani czy też o braku możliwości wyrobienia sobie zdania, ponieważ pełnego zakresu informacji dokumentaliści nie potrafią tego uzasadnić. A przecież większości to, że otrzymują przekaz dokładnie taki, jaki chcą otrzymać, zupełnie nie przeszkadza. Przeciwnie! Uważają to za coś ze wszech miar akceptowalnego i wygodnego (to, że twórcy dokładnie w ten sam sposób się zachowują, przygotowując dokument dokładnie taki, jaki chcą obejrzeć jego docelowi odbiorcy, jakoś nie spędza im snu z powiek). Nigdy w historii świata opinia publiczna jako całość nie wyrabiała sobie zdania po dokładnym zapoznaniu się z argumentami wszystkich stron. To ładna utopia, ale z prawdą i rzeczywistością niewiele ma wspólnego.

Zresztą argument o manipulacji jest w filmie dość słabo uzasadniony. Wielokrotnie pojawia się w nim myśl, że postaw przekonanych CA nie jest w stanie zmienić. Może wpłynąć jedynie na tę grupę, która waha się, nie ma zdania. I to zrobiła. I dlatego jest wrogiem demokracji. Jest to jednak zarzut absurdalny. Bo przecież właśnie na tym polega każda kampania wyborcza: na przekonaniu nieprzekonanych i zachęceniu do głosowania tych, którzy do tej pory tego nie robili. Oczywiście twórcy dokumentu upierają się, że grzech CA polega na tym, jakich metod używali. Problem w tym, że nie są to tak naprawdę narzędzia nowe, a jedynie przystosowane do nowych technologii. Czy naprawdę jest to coś dużo gorszego o kalumnii, jakie publikowano na przeciwników politycznych w XIX wieku? Sprawa Dreyfusa nie wydarzyła się za sprawą Facebooka.

Przypadek CA, co twórcy dokumentu pomijają milczeniem, choć dla każdego widza powinno to być oczywiste, jest też o tyle istotny, że we wszystkich podanych w filmie przykładach zwycięstwo CA i skuteczność ich manipulacji wynikał wyłącznie z tego, że ich przeciwnicy nie stosowali podobnycg metod, bo nie zrozumieli, że mamy XXI wiek i informacje w dużej mierze ludzie otrzymują i przekazują sobie w internecie. Czy CA byłaby równie skuteczna, gdyby druga strona również wahających się targetowała swoim przesłaniem? To sytuacja wojny, kiedy jedna strona wystawia armię złożoną z czołgów i pojazdów pancernych, a druga kawalerię i piechotę z bagnetami. I ci pierwsi zostają uznani za złych, ponieważ w takiej sytuacji mieli czelność wygrać. Twórcy filmu podają różnice w nakładach na kampanię w internecie sztabów Trumpa i Clinton. Nie próbują jednak wyciągnąć z tych danych choćby jednego wniosku.

I jeszcze jedno. Twórcy nie kryją swoich politycznych sympatii. A mimo to w filmie padania niewiele (jeśli w ogóle) oskarżeń w stronę tych, którzy z usług CA korzystali. Narzędzia stały się moralnie odpowiedzialnymi, a nie ci, którzy zlecili ich wykorzystanie. To też wydaje mi się postawieniem problemu na głowie.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)