Yesterday (2019)

"Yesterday" to film stworzony dla fanów Beatlesów przez fanów (?) Beatlesów. Punktem wyjścia dla fabuły jest bowiem założenie, że jeśli Czwórki z Liverpoolu by nie było, to trzeba by ją było wymyślić. Reszta jest jedynie rozwinięciem tej idei.



Twórcy niewiele czasu poświęcają na wyjaśnienie, dlaczego nagle Beatlesi przestali istnieć (podobnie jak parę innych rzeczy). Jedna krótka scena i koniec. Widz po prostu musi to przyjąć. Na szczęście twórcy umieścili sporo rzeczy, dzięki którym uwaga widzów skutecznie odwracana jest od niewygodnych pytań. Oczywiście podstawowym magnesem jest sama muzyka. Choć mnie się jednak średnio podobał pomysł, by umieścić dużo piosenek, ale większość dawać tylko w urywkach. Oczywiście moje niezadowolenie było wprost proporcjonalne do tego, jak bardzo lubię daną piosenkę. Ale ogólnie chyba wolałbym mniej wykorzystanych utworów, za to zaprezentowanych w pełnej krasie.

Podobało mi się za to, że Boyle nie ograniczył się wyłącznie do wciśnięcia do filmu jak największej liczby utworów Beatlesów. Składając hołd zespołowi, reżyser odwiedza miejsca związane z nimi. Ma też kilka niespodzianek, którymi zaskakuje widzów w najmniej spodziewanych miejscach.

Jako odwracacz uwagi dobrze spisał się też Ed Sheeran. Gwiazdor potrafi się śmiać z samego siebie i robi to z naprawdę niewymuszonym wdziękiem, co bardzo mu się chwali.

Jednak dla mnie niekwestionowaną gwiazdą "Yesterday" jest Kate McKinnon. Niby już wcześniej grała podobne role, ale tutaj wszystkie elementy złożyły się w perfekcyjną całość. To jej bohaterka ma praktycznie wszystkie najlepsze kwestie. Świetnie sprawdza się też jako ważny element satyry na współczesną branże muzyczną (w komplecie z przezabawną sceną spotkania na szczycie, na którym decydowany jest los tytułu albumu bohatera).

Z kolei najsłabszą częścią "Yesterday" jest historia miłosna. Lily James wygląda uroczo i na początku jej nieodwzajemnione uczucie wypadało na ekranie całkiem interesująco. Potem jednak wątek rozwija się w sposób mało przekonujący. Ekranowa chemia między nią a grającym główną rolę Himeshem Patelem nie wyglądała na szczególnie mocną, więc nie udało się twórcom nakłonić mnie do tego, bym tej parze kibicował. Nie jestem też fanem pomysłu na wprowadzanie drugiego przyzwoitego faceta, który koniec końców zostaje na lodzie, bo twórcy muszą dać widzom obowiązkowy happy-end. Dobrze przynajmniej, że nie poprowadzili tego wątku tak, by koniec końców ów drugi pozornie spoko gość okazał się szowinistą świnią. Na takie rozwiązanie reaguję alergicznie.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)