Bomb City (2017)
"Bomb City" to kolejny z serii amerykańskich filmów opowiadających o przemocy wśród młodzieży, który inspirowany jest prawdziwą historią. Punktem wyjścia są wydarzenia z grudnia 1997 roku w małym teksańskim miasteczku. Doszło tam wtedy do wybuchu agresji, w wyniku której jeden młody chłopak został zabity przez innego młodego chłopaka.
Reżyser jednak w małym stopniu interesuje samo wydarzenie (choć zaskakująco wierny pozostaje temu, co na temat tragedii wiemy z zeznań świadków i oskarżonych). Stanowi ono dla niego pretekst, by zaprezentować portret zbiorowy społeczności. Ale i to nie jest celem samym w sobie. "Bomb City" ma bowiem mocno dydaktyczny charakter i pokazuje, jak sztuczne i pozorne są podziały, które prowokują do przemocy.
Podążając za linią obrony oskarżonego o morderstwo, reżyser dzieli młodych bohaterów na dwie grupy: punków i normalnych. Cały film zbudowany jest z komplementarnych scen prezentujących zachowania obu zbiorowości. Mamy więc zrytualizowaną przemoc (z jednej strony taniec pogo, z drugiej mecz futbolu amerykańskiego), balangi często kończące się interwencją policji, scenki rodzajowe z rodziną i bliskimi. Reżyser pokazuje, że tak naprawdę zachowania obu grup są swoim lustrzanym odbiciem, jednak ich odbiór nie jest identyczny. Gdy policja interweniuje w sprawie źle zachowujących się punków, dochodzi do ich pacyfikacji i aresztowania. Gdy ta sama policja interweniuje w przypadku przesadnie balującego kwiatu lokalnego liceum, kończy się jedynie na delikatnym pouczeniu.
Takie podejście czyni z "Bomb City" całkiem interesujący film. Jednak reżyserowi nie udało się uwolnić od wrażenia, że robi widzom wykład z uniwersyteckiej katedry (wrażenie to pogłębia monolog prowadzony na początku i końcu obrazu z offu). Na tle podobnych dzieł innych filmowców, nie czuć tutaj również egzystencjalne pustki, którą jedni próbują zapełnić punkiem, a inni futbolem. Za to całości nie można odmówić ciekawej stylizacji i fajnej estetyki. Choć czasami miałem poczucie, że reżyser przesadza ze slow motion.
Ocena: 6
Reżyser jednak w małym stopniu interesuje samo wydarzenie (choć zaskakująco wierny pozostaje temu, co na temat tragedii wiemy z zeznań świadków i oskarżonych). Stanowi ono dla niego pretekst, by zaprezentować portret zbiorowy społeczności. Ale i to nie jest celem samym w sobie. "Bomb City" ma bowiem mocno dydaktyczny charakter i pokazuje, jak sztuczne i pozorne są podziały, które prowokują do przemocy.
Podążając za linią obrony oskarżonego o morderstwo, reżyser dzieli młodych bohaterów na dwie grupy: punków i normalnych. Cały film zbudowany jest z komplementarnych scen prezentujących zachowania obu zbiorowości. Mamy więc zrytualizowaną przemoc (z jednej strony taniec pogo, z drugiej mecz futbolu amerykańskiego), balangi często kończące się interwencją policji, scenki rodzajowe z rodziną i bliskimi. Reżyser pokazuje, że tak naprawdę zachowania obu grup są swoim lustrzanym odbiciem, jednak ich odbiór nie jest identyczny. Gdy policja interweniuje w sprawie źle zachowujących się punków, dochodzi do ich pacyfikacji i aresztowania. Gdy ta sama policja interweniuje w przypadku przesadnie balującego kwiatu lokalnego liceum, kończy się jedynie na delikatnym pouczeniu.
Takie podejście czyni z "Bomb City" całkiem interesujący film. Jednak reżyserowi nie udało się uwolnić od wrażenia, że robi widzom wykład z uniwersyteckiej katedry (wrażenie to pogłębia monolog prowadzony na początku i końcu obrazu z offu). Na tle podobnych dzieł innych filmowców, nie czuć tutaj również egzystencjalne pustki, którą jedni próbują zapełnić punkiem, a inni futbolem. Za to całości nie można odmówić ciekawej stylizacji i fajnej estetyki. Choć czasami miałem poczucie, że reżyser przesadza ze slow motion.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz