Fast & Furious Presents: Hobbs & Shaw (2019)
Na pierwszy rzut oka "Hobbs i Shaw" ma wszystko, by być super rozrywką. Ma dwójkę fajnych bohaterów, którzy na dodatek zostali ze sobą ponownie skonfliktowani, co zapewnia odpowiednią dynamikę ich interakcji. Jest też efekciarski złoczyńca, mający niezłe wejścia i sporo one-linerów. Jest przerysowana intryga, która wymaga od bohaterów wykazania się nie lada zaradnością i wytrzymałością. Jest sporo elementów komediowych. I przede wszystkim mamy zatrzęsienie akcji, od wyścigów, przez strzelaniny, po sprawdzone pojedynki na pięści. Wszystko git, prawdo? No właśnie nie.
Problemem "Hobbsa i Shawa" jest to, że w żadnym momencie jego twórcy nie pozwolili filmowi stanąć na własnych nogach. Wszystko, co widać w widowisku, zostało pożyczone. Od głównego cyklu "Szybkich i wściekłych" wzięty został wątek rodziny (i oczywiście pościgi samochodowe i nieprawdopodobne sceny akcji). Resztę filmu wypełniają cytaty ze wszystkiego, co w jakikolwiek sposób można powiązać z kinem akcji. Jest więc i "Zabójcza broń" (głównie druga część, bo Kevin Hart to ewidentnie Joe Pesci) i "Nice Guys". Idris Elba zmierzył się z klasykiem Arnolda z "Predatora", a Jason Statham nie wiedzieć czemu dostał scenę, w której rzuca czytelną aluzję do "Włoskiej roboty". Szybko okazuje się jednak, że te cytaty niczemu nie służą, poza wykazaniem się popkulturową erudycją. W czasach pierwszego "Shreka" to mogło wystarczyć do zabawienia widzów, dziś jest niestety chwytem tak zużytym, że nie robiącym większego wrażenia.
Problemem "Hobbsa i Shawa" jest też bazowanie niemal wyłącznie na docinkach rzucanych przez dwójkę tytułowych bohaterów. To również się szybko mi znudziło, ponieważ jest to jedynie element dekoracyjny, a nie część fabuły. W związku z inną intrygą, Hobbs i Shaw nie mogą na poważnie walczyć między sobą. A szkoda. Wydaje mi się, że film, w którym obaj niezależnie próbują pokonać Eteon i jednocześnie poniżyć konkurenta w walce o tytuł supersamca alfa, byłby o wiele ciekawszy. Tu niby siebie podgryzają, trochę poszturchają, ale koniec końców jest to jedynie nieustanne powtarzanie tego, co widzieliśmy w ich wykonaniu w głównym cyklu.
Rozczarowały mnie też sceny akcji. Chyba jedynie pościg ulicami Londynu był w porządku mając zarówno elementy klasycznego kina akcji, jak również rzeczy kompletnie odjechane, z jakimi kojarzy mi się seria "Szybkich i wściekłych" od piątej części.
W efekcie tego wszystkiego "Hobbs i Shaw" okazał się propozycją słabiutką. Filmem pozbawionym własnego charakteru, zrealizowany z wiarą, że sama obecność Stathama, a przede wszystkim Johnsona wystarczy, by widzowie byli usatysfakcjonowani. Na mnie ten chwyt nie zadziałał.
Ocena: 4
Problemem "Hobbsa i Shawa" jest to, że w żadnym momencie jego twórcy nie pozwolili filmowi stanąć na własnych nogach. Wszystko, co widać w widowisku, zostało pożyczone. Od głównego cyklu "Szybkich i wściekłych" wzięty został wątek rodziny (i oczywiście pościgi samochodowe i nieprawdopodobne sceny akcji). Resztę filmu wypełniają cytaty ze wszystkiego, co w jakikolwiek sposób można powiązać z kinem akcji. Jest więc i "Zabójcza broń" (głównie druga część, bo Kevin Hart to ewidentnie Joe Pesci) i "Nice Guys". Idris Elba zmierzył się z klasykiem Arnolda z "Predatora", a Jason Statham nie wiedzieć czemu dostał scenę, w której rzuca czytelną aluzję do "Włoskiej roboty". Szybko okazuje się jednak, że te cytaty niczemu nie służą, poza wykazaniem się popkulturową erudycją. W czasach pierwszego "Shreka" to mogło wystarczyć do zabawienia widzów, dziś jest niestety chwytem tak zużytym, że nie robiącym większego wrażenia.
Problemem "Hobbsa i Shawa" jest też bazowanie niemal wyłącznie na docinkach rzucanych przez dwójkę tytułowych bohaterów. To również się szybko mi znudziło, ponieważ jest to jedynie element dekoracyjny, a nie część fabuły. W związku z inną intrygą, Hobbs i Shaw nie mogą na poważnie walczyć między sobą. A szkoda. Wydaje mi się, że film, w którym obaj niezależnie próbują pokonać Eteon i jednocześnie poniżyć konkurenta w walce o tytuł supersamca alfa, byłby o wiele ciekawszy. Tu niby siebie podgryzają, trochę poszturchają, ale koniec końców jest to jedynie nieustanne powtarzanie tego, co widzieliśmy w ich wykonaniu w głównym cyklu.
Rozczarowały mnie też sceny akcji. Chyba jedynie pościg ulicami Londynu był w porządku mając zarówno elementy klasycznego kina akcji, jak również rzeczy kompletnie odjechane, z jakimi kojarzy mi się seria "Szybkich i wściekłych" od piątej części.
W efekcie tego wszystkiego "Hobbs i Shaw" okazał się propozycją słabiutką. Filmem pozbawionym własnego charakteru, zrealizowany z wiarą, że sama obecność Stathama, a przede wszystkim Johnsona wystarczy, by widzowie byli usatysfakcjonowani. Na mnie ten chwyt nie zadziałał.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz