Ham on Rye (2019)

Jedno z tych filmowych dziwactw, które jest jak najbardziej w moim guście. "Ham on Rye" to rzecz o dość prostej fabule... pod warunkiem, że nie zwraca się uwagę na szerszy kontekst. Ten zmienia film Tylera Taorminy w rzecz, która wprowadza widzów w konfuzję głównie dlatego, że przenosi nas w sam środek świata o dość złożonych zasadach funkcjonowania, których jednak nigdy nie wyjaśnia.



Akcja "Ham on Rye" rozgrywa się na przedmieściach w ciągu jednego dnia. To dzień świąteczny. Jak co roku, kolejne pokolenie młodych ludzi zbierze się w lokalnej restauracji, gdzie ukształtowany zostanie ich przyszły los. Część opuści przedmieścia, część zostanie tu na zawsze.

Niewinna fabuła, prawda? Może trochę nietypowa, bo niby dlaczego o losach jednostek ma decydować jakiś rytuał? Jednak film od samego początku jasno pokazuje, że nie jesteśmy na typowym przedmieściu. To miejsce wyjęte z czasu i przestrzeni, dziwaczna mieszanka współczesności i przeszłości. Młodzi ludzie zachowują się w sposób nie do końca zrozumiały. Jakby byli bohaterami filmu o balu studniówkowym, którego akcja rozgrywa się w latach 50. Dziwaczny sposób chodzenia, jeszcze dziwniejszy sposób wyboru partnerki na imprezę. A to wszystko to tylko przedsmak tego, co dopiero się wydarzy.

Kim są naprawdę ludzie, których obserwujemy? Gdzie rozgrywa się akcja opowieści? Co dzieje się z tymi, którzy "przeszli do innego świata"? Te pytania intrygują, głównie dlatego, że nigdy nie otrzymamy na nie odpowiedzi. Każdy z widzów może sobie dopowiedzieć własne wyjaśnienie.

Co jednak ciekawe, te kwestie wcale nie stanowią istoty filmu, nie przysłaniają innych rzeczy. Za wszystkimi dziwactwami kryją się bowiem dość oczywiste i łatwo zrozumiałe emocje i doświadczenia. Taormina świetnie uchwycił młodzieńczą niezdarność i niepewność w kontaktach z rówieśnikami i rówieśniczkami. To również czytelna opowieść o społecznościach z przedmieścia, które do pewnego stopnia rzeczywiście stanowią zamknięte światy, z których niektórzy chcą się wyrwać, lecz nie wszystkim się to udaje. Reżyser w mocno paraboliczny sposób mówi o nadziejach żyjących na przedmieściach ludzi i o rozczarowaniach tych, którym nie udało się osiągnąć sukces w szerokim świecie.

Fajne, dziwaczne, na poły eksperymentalne dzieło, które zdecydowanie odbiega od tego, co zazwyczaj mam okazję oglądać.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

One Last Thing (2018)

Hvítur, hvítur dagur (2019)

The Sun Is Also a Star (2019)

Nurse 3-D (2013)

Les dues vides d'Andrés Rabadán (2008)