기생충 (2019)
"Parasite" to kolejny dowód na to, że Koreańczycy jak żaden inny naród na świecie potrafią idealnie łączyć ze sobą przeciwstawne elementy w taki sposób, by tworzyły spójną, zgrabną całość. Dotyczy to nie tylko tonu opowieści, ale też konstrukcji bohaterów.
Spójrzmy chociażby na rodzinę Kimów. Z jednej strony zdają się żyć chwilą obecną. Żadne z nich nie ma dalekosiężnych planów czy ambicji. Wszystko, co posiadają, jest wygrzebane, wyszarpane, podkradane. Z drugiej strony są ludźmi niezwykle utalentowanymi, zaradnymi i pomysłowymi. Kiedy nadarza się okazja, by podczepić się pod bogatą rodzinę i spijać cudzą śmietankę, są zdolni do naprawdę niezwykłych wyczynów. To, w jaki sposób młody chłopak wprowadził do domu bogaczy siostrę, ojca i matkę, było naprawdę imponującym dokonaniem. Przez chwilę byli nawet moimi idolami. Z taką zaradnością Kimowie powinni być zdecydowanie lepiej sytuowani.
A jednak nie są. Powód takiego stanu rzeczy szybko staje się jasny. Kimom brakuje cierpliwości. Są jak szarańcza, która rzuca się na krzak i pożera go nie bacząc na konsekwencje. Gdyby Ki-woo dawał po prostu korepetycje i nie wciągnął całej swojej rodziny, wszystko potoczyłoby się inaczej. Owszem, nie zalałaby ich gotówka, za to otrzymywaliby cały czas sumy pieniędzy, jakich nie mieli od bardzo dawna. To dałoby im bezpieczny fundament finansowy, na którym mogliby powoli, krok po kroku budować swój dobrobyt. Ale nie. Byli zachłanni. Chcieli wszystko tu i teraz. Prędzej czy później rajska egzystencja musiała się skończyć. Pozbawieni jakiejkolwiek liny ratunkowej, bez finansowego zabezpieczenia, bohaterowie wrócili do punktu wyjścia, a nawet wylądowali gorzej niż gdyby nigdy pod bogaczy się nie podczepili.
Tylko Koreańczycy potrafią opowiadać o okrucieństwie losu i doprowadzaniu ludzi poza skraj psychicznej wytrzymałości z uśmiechem na ustach. Przez 90% czasu "Parasite" jest pierwszorzędną komedią, miejscami brutalną, w innych chwilach groteskową, do tego oferującą kilka ciekawych zwrotów akcji. Jednak w kluczowych momentach robi się naprawdę mrocznie i przerażająco. Ten film to prawdziwy roller coaster, który sprawia, że seans jest pierwszorzędną rozrywką. Nie znaczy to wcale, że "Parasite" pozbawiony jest wad. Trochę uwierało mnie na przykład rozciągnięte zakończenie. Są to jednak drobnostki, które nie zmieniają tego, że jest to najlepszy zwycięzca festiwalu w Cannes od czasu "Białej wstążki".
Ocena: 8
Spójrzmy chociażby na rodzinę Kimów. Z jednej strony zdają się żyć chwilą obecną. Żadne z nich nie ma dalekosiężnych planów czy ambicji. Wszystko, co posiadają, jest wygrzebane, wyszarpane, podkradane. Z drugiej strony są ludźmi niezwykle utalentowanymi, zaradnymi i pomysłowymi. Kiedy nadarza się okazja, by podczepić się pod bogatą rodzinę i spijać cudzą śmietankę, są zdolni do naprawdę niezwykłych wyczynów. To, w jaki sposób młody chłopak wprowadził do domu bogaczy siostrę, ojca i matkę, było naprawdę imponującym dokonaniem. Przez chwilę byli nawet moimi idolami. Z taką zaradnością Kimowie powinni być zdecydowanie lepiej sytuowani.
A jednak nie są. Powód takiego stanu rzeczy szybko staje się jasny. Kimom brakuje cierpliwości. Są jak szarańcza, która rzuca się na krzak i pożera go nie bacząc na konsekwencje. Gdyby Ki-woo dawał po prostu korepetycje i nie wciągnął całej swojej rodziny, wszystko potoczyłoby się inaczej. Owszem, nie zalałaby ich gotówka, za to otrzymywaliby cały czas sumy pieniędzy, jakich nie mieli od bardzo dawna. To dałoby im bezpieczny fundament finansowy, na którym mogliby powoli, krok po kroku budować swój dobrobyt. Ale nie. Byli zachłanni. Chcieli wszystko tu i teraz. Prędzej czy później rajska egzystencja musiała się skończyć. Pozbawieni jakiejkolwiek liny ratunkowej, bez finansowego zabezpieczenia, bohaterowie wrócili do punktu wyjścia, a nawet wylądowali gorzej niż gdyby nigdy pod bogaczy się nie podczepili.
Tylko Koreańczycy potrafią opowiadać o okrucieństwie losu i doprowadzaniu ludzi poza skraj psychicznej wytrzymałości z uśmiechem na ustach. Przez 90% czasu "Parasite" jest pierwszorzędną komedią, miejscami brutalną, w innych chwilach groteskową, do tego oferującą kilka ciekawych zwrotów akcji. Jednak w kluczowych momentach robi się naprawdę mrocznie i przerażająco. Ten film to prawdziwy roller coaster, który sprawia, że seans jest pierwszorzędną rozrywką. Nie znaczy to wcale, że "Parasite" pozbawiony jest wad. Trochę uwierało mnie na przykład rozciągnięte zakończenie. Są to jednak drobnostki, które nie zmieniają tego, że jest to najlepszy zwycięzca festiwalu w Cannes od czasu "Białej wstążki".
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz