Dolor y gloria (2019)

"Ból i blask" to typowa filmowa kompilacja "The Best Of...". Almodóvar garściami czerpie ze swoich wcześniejszych dzieł, zarówno jeśli chodzi o poruszane tematy, jak i zestaw bohaterów czy rozwiązania wizualne. O ile jednak w przypadku większości twórców takie kompilacje przypadają mi do gustu, o tyle Hiszpan stanowi wyjątek. Oglądając "Ból i blask" nie czułem wcale magii Almodóvara z jego najlepszych dzieł, nie znalazłem tu niczego na tyle wyjątkowego, by stało się symbolem film. Przeciwnie, za każdym razem, kiedy reżyser sięgał po coś, z czego już kiedyś skorzystał, czułem niedosyt, bo porównanie wspomnienia do tego, jak dany element wygląda tutaj, niemal zawsze wychodziło na niekorzyść "Bólu i blasku".



Ogólnie Almodóvar trzyma się tematów, po które sięga nieustannie od "Przerwanych objęć". Znów bohaterem jest reżyser, znów jednym z kluczowych elementów jest ból, jak w "Juliecie" pełno jest spisanych retrospekcji. O ile jednak "Julieta" to było wyraźne potknięcie Almodóvara, o tyle tu powrócił do swojej solidnej średniej. Nie wspiął się na poziom "Przerwanych objęć" - ostatniego z wielkich dzieł Hiszpana (przynajmniej w moich oczach). Ale to wciąż film, który z przyjemnością obejrzałem.

Tylko częściowo pozytywne wrażenia są efektem działań reżysera. Sporo wniósł Antonio Banderas. Ostatnio widywałem go raczej w filmidłach klasy B, dlatego też ta rola bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Miło wiedzieć, że Banderas ma w sobie jeszcze ogień prawdziwego artysty. Podobało mi się, jak gra ciałem, jak świetnie operuje oczami dla uzyskania maksymalnego efektu. Oglądanie go sprawiało mi dużo przyjemności.

Cieszyło mnie również to, że w końcu u Almodóvara wystąpił Leonardo Sbaraglia. Miałem na to nadzieję od czasów "Plata quemada" i w końcu udało się. Niestety jego rola jest bardzo mała - ważna, ale jednak na ekranie jest go niewiele. To mnie trochę zasmuciło. No, ale cóż, trzeba się cieszyć tym, co jest.

Ocena: 6

Komentarze

  1. Ja, na szczęście (?) - oglądałam film z czystą głową, odsunęłam wszystkie ew. skojarzenia z dorobkiem Amodovara i zanurzyłam się po uszy w jego życie, jego bóle, rozczarowania, nadzieje, oczekiwania, niemoce, słabości a wreszcie i siłę. Duża w tym zasługa Banderasa, który nigdy, gdy był młody, nie podobał mi się fizycznie, jak tutaj. Że o grze nie wspomnę, bo nie widziałam go lata i naprawdę w tej kwestii też mnie oczarował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam znaczną część twórczości Almodovara, przez co nawet nie pamiętam, jak wiele pamiętam z jego filmów, dopiero sceny z "Bólu i blasku" sprawiały, że do mnie powracały.

      Usuń
  2. Swojego czasu też uwielbiałam, niestety moje szare komorki z upływem czasu coraz częściej buntują się i odmawiają posłuszeństwa. Nawet Almodovarowi. A powiedz jaki np. sceny jakie filmy ci przypomniały?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie wszystko mi tu przywodziło wcześniejsze dzieła Hiszpana. Pomysł na retrospekcje jest bliźniaczo podobny do tego z "Julietty". Cierpiący reżyser mógłby być kolejnym alter ego bohatera z "Przerwanych objęć" itp, itd

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)