Portrait de la jeune fille en feu (2019)

Fabularnie "Portret kobiety w ogniu" nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Patrząc na opisy można pomyśleć, że jest to po prostu kolejna wariacja na wałkowany od lat temat. Jednak opowieść o romansie, jaki rozkwita między dwiema młodymi Francuzkami osadzony w kostiumowych realiach historycznych, jest tylko pretekstem. W tym przypadku o jakości filmu świadczy nie fabuła, ale to, jak jest ona opowiedziana. A na tym polu rzecz wypada naprawdę bardzo dobrze.



"Portret kobiety w ogniu" działa przede wszystkim na zmysły. Reżyserka wraz z operatorką uznały, że skoro film porusza temat malowania obrazów, to całość musi być niezwykle malarska. I to się udało. Szczególnie dobrze sfilmowane zostały twarze, spojrzenia. Miejscami kadry są tak urzekające, że nie mogłem od nich oderwać oczu. Olbrzymią rolę odgrywają w filmie światło, cień, ciepłota barw. To sprawiało, że obrazy są niemalże namacalne.

Ale nie tylko wzrok jest tu karmiony. Również słuch zostaje zmysłowo pobudzony. Co prawda muzyki w tym filmie nie ma za wiele, ale kiedy już się pojawia, to robi piorunujące wrażenie. Najpierw w środku filmu zachwyca przyśpiewka a cappella w wykonaniu chórku kobiet. A na koniec filmu dostajemy mocne muzyczno-obrazowe zwieńczenie całej opowieści.

Na plus oceniam również to, że niemal cała historia rozgrywa się bez obecności mężczyzn, a jednak są oni niewidzialną siłą sprawczą, która wpływa na zachowania kobiet. Osią fabularną jest przecież zbliżający się ślub jednej z bohaterek z Mediolańczykiem. Akcja rozgrywa się w domu nieżyjącego już męża matki tejże bohaterki (która musiała porzucić rodzinne Włochy, kiedy doszło do ślubu). W domostwie tym wisi obraz namalowany przez ojca drugiej z bohaterek, samej aspirującej do miana artystki. Służąca okazuje się być w nieplanowanej (i niechcianej) ciąży. To wszystko składa się na dzieło feministyczne, ale nie jest ono nachalne i oczywiste. Podoba mi się, że stanowi ono tkankę filmu, ale nie przytłacza historii.

Sama opowieść o uczuciu, jakie rozwija się pomiędzy dwiema bohaterkami, jest prowadzona w sposób delikatny, mało ostentacyjny. I niestety miejscami to właśnie okazuje się problemem. Są bowiem takie momenty, gdy reżyserka pozwala sobie na zbytnią dosłowność (np. przypowieść o Odyseuszu). Kiedy reszcie filmu brakuje oczywistości, owe momenty łopatologii rażą w dwójnasób. To zaś prowadzi do zwątpienia, czy przypadkiem resztę dzieła reżyserki nie przeceniam, skoro są w nim tego rodzaju "wpadki".

Niemniej jednak "Portret kobiety w ogniu" okazał się bardzo przyjemny doznaniem estetycznym.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)