White Boy Rick (2018)
"Kokainowy Rick" to kolejny dowód na to, że filmowcy potrafią zmarnować nawet najciekawszy scenariusz napisany przez życie. Jakby ktoś jeszcze o tym nie wiedział.
Tytułowy Rick to fantastyczna postać. Chłopak obrotny, sprytny, mający inwencję i nie bojący się działać. Gdyby urodził się w lepiej sytuowanej rodzinie, zapewne zostałby przedsiębiorcą i regularnie pojawiał się na okładkach biznesowych magazynów. Niestety urodził się w biednej, rozbitej rodzinie, w mieście będącym symbolem tego, do czego prowadzi w Ameryce kryzys gospodarczy. Nie mając innych perspektyw, skorzystał z tego, co dał mu los. Był do tego stopnia obrotny, że potrafił odnosić sukcesy zarówno jako król zbrodni jak i tajny współpracownik FBI i policji. Mało kto potrafiłby się utrzymać tak długo na powierzchni jak on.A przecież dokonał tego, kiedy nie miał jeszcze dwudziestki na karku.
Niestety w rękach Yanna Demange'a ta niezwykła historia zmieniła się w mało atrakcyjną paćkę zbudowaną na wyświechtanych kliszach. Niewiele zostało tu z autentycznej historii, za to całkiem sporo z innych filmów o narkotykowych gangach, skorumpowanych stróżach prawa i ambitnych gościach, którzy wierzą, że bycie przestępcami umożliwi im się wydostanie z gnoju, jakim jest ich życie. Reżyser woli skupić się na co bardziej skandalicznych faktach z biografii bohatera niż na nim samym.
Problemem okazał się również angaż McConaugheya do roli ojca. Postać ta nie ma szczególnie dużego znaczenia dla fabuły, ale przecież gra go McConaughey, więc trzeba to jakoś uzasadnić. Reżyser więc na siłę wciska go do filmu, ale jednocześnie nie pozwala aktorowi w pełni rozwinąć skrzydeł, by nie stał się wiodącą osobą w opowieści, która nie jest o nim.
Demange, który zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie filmem "W potrzasku. Belfast '71", teraz mocno mnie rozczarował. I zaczynam wątpić, czy naprawdę jest dobrym reżyserem, czy też raz po prostu miał farta.
Ocena: 5
Tytułowy Rick to fantastyczna postać. Chłopak obrotny, sprytny, mający inwencję i nie bojący się działać. Gdyby urodził się w lepiej sytuowanej rodzinie, zapewne zostałby przedsiębiorcą i regularnie pojawiał się na okładkach biznesowych magazynów. Niestety urodził się w biednej, rozbitej rodzinie, w mieście będącym symbolem tego, do czego prowadzi w Ameryce kryzys gospodarczy. Nie mając innych perspektyw, skorzystał z tego, co dał mu los. Był do tego stopnia obrotny, że potrafił odnosić sukcesy zarówno jako król zbrodni jak i tajny współpracownik FBI i policji. Mało kto potrafiłby się utrzymać tak długo na powierzchni jak on.A przecież dokonał tego, kiedy nie miał jeszcze dwudziestki na karku.
Niestety w rękach Yanna Demange'a ta niezwykła historia zmieniła się w mało atrakcyjną paćkę zbudowaną na wyświechtanych kliszach. Niewiele zostało tu z autentycznej historii, za to całkiem sporo z innych filmów o narkotykowych gangach, skorumpowanych stróżach prawa i ambitnych gościach, którzy wierzą, że bycie przestępcami umożliwi im się wydostanie z gnoju, jakim jest ich życie. Reżyser woli skupić się na co bardziej skandalicznych faktach z biografii bohatera niż na nim samym.
Problemem okazał się również angaż McConaugheya do roli ojca. Postać ta nie ma szczególnie dużego znaczenia dla fabuły, ale przecież gra go McConaughey, więc trzeba to jakoś uzasadnić. Reżyser więc na siłę wciska go do filmu, ale jednocześnie nie pozwala aktorowi w pełni rozwinąć skrzydeł, by nie stał się wiodącą osobą w opowieści, która nie jest o nim.
Demange, który zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie filmem "W potrzasku. Belfast '71", teraz mocno mnie rozczarował. I zaczynam wątpić, czy naprawdę jest dobrym reżyserem, czy też raz po prostu miał farta.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz