And Then We Danced (2019)
"And Then We Dance" to klasyczny gejowski melodramat. Opowieść o spotkaniu, odkrywaniu własnej seksualności, miłości oraz okolicznościach, które stają na przeszkodzie związku (okolicznościami tymi są oczywiście homofobiczne nastroje otoczenia). Levan Akin niczego nie pomija. Kochankowie na początku są rywalami. Główny bohater nie do końca zdaje sobie sprawę z pociągu do mężczyzn, ma więc dziewczynę, która jednak jest bardziej jego przyjaciółką, a mniej obiektem seksualnych fantazji. Reżyser odbębnia też wszystkie klasyczne etapy relacji miłosnej rozgrywającej się w świecie, w którym nie ma miejsca dla gejów. Pojawia się więc obowiązkowy element w postaci "przegiętych ciot" funkcjonujących na obrzeżach społeczeństwa, niezbędne lecz ignorowane, które z jednej strony są otwarte i akceptujące umożliwiając bohaterowi podróż ku samorealizacji, ale zarazem pozostają w ostrej opozycji do głównych postaci, jakby reprezentowany przez nich rodzaj gejostwa był dobry na tło, nie na pierwszy plan. Są też w filmie ataki homofobiczne ze strony tych, którzy do niedawna byli kumplami. Nie zabrakło też odwiecznego pytania: być sobą wbrew światu, czy też ukryć się za grubą warstwą konwenansów i być tym, czego oczekuje otoczenie.
Takich filmów widziałem tyle, że sam fakt realizacji tego akurat po gruzińsku nie robi na mnie większego wrażenia. Co nie znaczy wcale, że jest to jednak zła rzecz. Po prostu nie oferuje nic nowego w temacie.
Plusem jest gruziński taniec, który nadaje całości egzotycznego charakteru. Dobrą robotę zrobili też ludzie od castingu. Levan Gelbakhiani świetnie radził sobie w portretowaniu jednostki stopniowo budzącej się do prawdziwego życia. Piękne odgrywał też bycie zakochanym. Kiedy na widok ukochanego rozpromienia się jego twarz, to nie ma w tym za grosz fałszu. Bachi Valishvili jest zaś wymarzonym obiektem miłości: przystojny, z rozbrajającym uśmiechem i zawadiacką iskrą w roku. Jest też między tą dwójką chemia, więc nie tylko oddzielnie, ale i wspólnie wypadają świetnie.
Żałuję jednak, że wątek rywalizacji jest niczym innym, jak jedynie pretekstem do wprowadzenia postaci, w której bohater będzie mógł się zakochać. Można było chociaż trochę spróbować ograć rozterki protagonisty, któremu przecież przystojny tancerz może odebrać szansę na realizację marzenia, jakie ma od dziecka.
Żałuję również, że postać Davida, brata głównego bohatera, jest tylko dodatkiem. To scena rozmowy Davida z Merabem pod koniec filmu jest dla mnie najlepszym momentem z całego "And Then We Danced". Pokazuje bowiem, że mogła to być bardzo ciekawa opowieść o odkrywaniu, czym jest braterska miłość i kto tak naprawdę jest synem marnotrawnym. Zamiast tego dostałem oklepaną historyjkę, tyle że sprawnie i ładnie zaprezentowaną.
Ocena: 6
Takich filmów widziałem tyle, że sam fakt realizacji tego akurat po gruzińsku nie robi na mnie większego wrażenia. Co nie znaczy wcale, że jest to jednak zła rzecz. Po prostu nie oferuje nic nowego w temacie.
Plusem jest gruziński taniec, który nadaje całości egzotycznego charakteru. Dobrą robotę zrobili też ludzie od castingu. Levan Gelbakhiani świetnie radził sobie w portretowaniu jednostki stopniowo budzącej się do prawdziwego życia. Piękne odgrywał też bycie zakochanym. Kiedy na widok ukochanego rozpromienia się jego twarz, to nie ma w tym za grosz fałszu. Bachi Valishvili jest zaś wymarzonym obiektem miłości: przystojny, z rozbrajającym uśmiechem i zawadiacką iskrą w roku. Jest też między tą dwójką chemia, więc nie tylko oddzielnie, ale i wspólnie wypadają świetnie.
Żałuję jednak, że wątek rywalizacji jest niczym innym, jak jedynie pretekstem do wprowadzenia postaci, w której bohater będzie mógł się zakochać. Można było chociaż trochę spróbować ograć rozterki protagonisty, któremu przecież przystojny tancerz może odebrać szansę na realizację marzenia, jakie ma od dziecka.
Żałuję również, że postać Davida, brata głównego bohatera, jest tylko dodatkiem. To scena rozmowy Davida z Merabem pod koniec filmu jest dla mnie najlepszym momentem z całego "And Then We Danced". Pokazuje bowiem, że mogła to być bardzo ciekawa opowieść o odkrywaniu, czym jest braterska miłość i kto tak naprawdę jest synem marnotrawnym. Zamiast tego dostałem oklepaną historyjkę, tyle że sprawnie i ładnie zaprezentowaną.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz