Hölmö nuori sydän (2018)
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że w Finlandii w ostatnich 12 miesiącach naprawdę nie trafił do kin lepszy film od "Głupiego, młodego serca". Choć z drugiej strony, dobrze wiem, że do Oscarów często są wystawiane filmy gorsze od tych, które mi się podobały. Może to jest jeden z tych przypadków. Moje niedowierzanie jest tym większe, że ledwie miesiąc temu widziałem świetną fińską komedię "Heavy trip", która miała swoją premierę w 2018 roku, podobnie jak "Głupie, młode serce".
Choć muszę przyznać, że punkt wyjścia dramatu Selmy Vilhunen jest całkiem ciekawy. To opowieść o ekspresowym wkraczaniu w dorosłość pary 15-latków. Przypadkowy seks sprawił, że spodziewają się dziecka. Postanawiają je zatrzymać. Ale żadne z nich nie jest gotowe pożegnać się z dzieciństwem i zmierzyć z obowiązkami typowymi dla rodziców, choć zarazem wydaje im się, że zachowują się dojrzale i dorośle. Niestety reżyserka nie potrafi w ciekawy sposób rozwinąć ten pomysł. Fabuła rozpada się na sceny-dygresyjki, które nie budują portretów psychologicznych pary bohaterów. Niewiele też mówią o dylematach i wyzwaniach, przed jakimi stają. Całość dodatkowo zaciemnia wprowadzony wątek konfliktów rasowych, który zostaje w finale wykorzystany do jednego z najbardziej żenujących przykładów propagandy, jaki widziałem w ostatnich miesiącach nie tylko w kinie.
Z polskiej perspektywy "Głupie, młode serce" ma kilka ciekawych momentów. Dotyczy to głównie reakcji urzędników, lekarzy i pracowników socjalnych na nastoletnią ciążę. Lekarka na przykład z zaskakującą swobodą omawia z dziewczyną opcje aborcyjne i choć rzuca zdanie "aborcja nie jest środkiem antykoncepcyjnym", to jednak nie ma tu mowy o moralnych dylematach, które stałyby się zapewne jądrem podobnej opowieści nakręconej w Polsce. Inni urzędnicy również wykazują się zaskakującym spokojem, jakby ciężarna 15-latka i jej równie młody partner szukający mieszkania lub pracy bez obecności opiekunów prawnych był czymś naturalnym. To również wydało mi się mało polskie. Te różnice w mentalności i podejściu do życia są jednak w zasadzie jedynym prawdziwym atutem filmu. Do pewnego stopnia budzi zainteresowanie opowieścią, ale nie na tyle duże, bym był skłonny darować liczne mankamenty.
Ocena: 5
Choć muszę przyznać, że punkt wyjścia dramatu Selmy Vilhunen jest całkiem ciekawy. To opowieść o ekspresowym wkraczaniu w dorosłość pary 15-latków. Przypadkowy seks sprawił, że spodziewają się dziecka. Postanawiają je zatrzymać. Ale żadne z nich nie jest gotowe pożegnać się z dzieciństwem i zmierzyć z obowiązkami typowymi dla rodziców, choć zarazem wydaje im się, że zachowują się dojrzale i dorośle. Niestety reżyserka nie potrafi w ciekawy sposób rozwinąć ten pomysł. Fabuła rozpada się na sceny-dygresyjki, które nie budują portretów psychologicznych pary bohaterów. Niewiele też mówią o dylematach i wyzwaniach, przed jakimi stają. Całość dodatkowo zaciemnia wprowadzony wątek konfliktów rasowych, który zostaje w finale wykorzystany do jednego z najbardziej żenujących przykładów propagandy, jaki widziałem w ostatnich miesiącach nie tylko w kinie.
Z polskiej perspektywy "Głupie, młode serce" ma kilka ciekawych momentów. Dotyczy to głównie reakcji urzędników, lekarzy i pracowników socjalnych na nastoletnią ciążę. Lekarka na przykład z zaskakującą swobodą omawia z dziewczyną opcje aborcyjne i choć rzuca zdanie "aborcja nie jest środkiem antykoncepcyjnym", to jednak nie ma tu mowy o moralnych dylematach, które stałyby się zapewne jądrem podobnej opowieści nakręconej w Polsce. Inni urzędnicy również wykazują się zaskakującym spokojem, jakby ciężarna 15-latka i jej równie młody partner szukający mieszkania lub pracy bez obecności opiekunów prawnych był czymś naturalnym. To również wydało mi się mało polskie. Te różnice w mentalności i podejściu do życia są jednak w zasadzie jedynym prawdziwym atutem filmu. Do pewnego stopnia budzi zainteresowanie opowieścią, ale nie na tyle duże, bym był skłonny darować liczne mankamenty.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz