La Boya (2019)
Zastanawiam się, czy śmierć zawsze była sexy, czy też uczyniły ją taką wytwory kultury. Ot taka "Boja". Śmierć i żałoba są tu fetyszyzowane na całego. Po pierwsze w obsadzie jest Eduardo Noriega, który po mistrzowsku potrafi odgrywać smutek i drapieżność będąc przy tym chodzącym demonem seksu. Po drugie sposób filmowania jest wyraźnie nastawiony na podkreślanie zmysłowości, seksowności nie tylko Noriegi, ale też i dwóch protagonistek. Twórcy z lubością tworzą drobiazgowo przygotowane kadry, których jedyną rolę jest intensyfikowanie wrażeń wiązanych z seksualną gratyfikacją.
To działanie sprawia, że wizualnie film robi miłe wrażenie. Jednak innych atutów nie ma zbyt wiele. Gra oczekiwaniami widzów jest zbyt oczywista, by ktokolwiek się na nią nabrał. Postać, w którą wciela się Noriega, zagarnia dla siebie zbyt dużo przestrzeni, przez co drugi z istotnych wątków (pożegnania dwóch bohaterek) spychany jest na drugi plan. Nie służy to pozytywnemu odbiorowi.
"Boja" jest dziełem całkowicie przeciętnym, które usilnie stara się przekonać świat, że jednak reprezentuje sobą coś więcej. Trudno o to, kiedy twórca oferuje zbyt łatwe odpowiedzi na stawiane pytania i mocno przewidywalne rozwiązania poszczególnych wątków.
Ocena: 5
To działanie sprawia, że wizualnie film robi miłe wrażenie. Jednak innych atutów nie ma zbyt wiele. Gra oczekiwaniami widzów jest zbyt oczywista, by ktokolwiek się na nią nabrał. Postać, w którą wciela się Noriega, zagarnia dla siebie zbyt dużo przestrzeni, przez co drugi z istotnych wątków (pożegnania dwóch bohaterek) spychany jest na drugi plan. Nie służy to pozytywnemu odbiorowi.
"Boja" jest dziełem całkowicie przeciętnym, które usilnie stara się przekonać świat, że jednak reprezentuje sobą coś więcej. Trudno o to, kiedy twórca oferuje zbyt łatwe odpowiedzi na stawiane pytania i mocno przewidywalne rozwiązania poszczególnych wątków.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz