Rock Steady Row (2018)
Podoba mi się punkt wyjścia "Rozróby w Rock Steady". W tej taniej produkcji widać elementy "Baby Drivera", "Johny'ego Wicka", "Nocy oczyszczenia" czy "Battle Royale". Znane postapokaliptyczne schematy zostały tutaj wyostrzone, zmieniając całość w ciekawą pastiszową mieszankę.
Fajnym pomysłem było przekształcenie miasteczka uniwersyteckiego w zrujnowany świat pogrążony w chaosie, gdzie rządzi prawo pięści. Pewnego dnia pojawia się tam tajemniczy obcy. Kiedy jego rower zostanie skradziony, postanowi o niego zawalczyć wszelkimi metodami. Jego reakcja w tych warunkach nie jest przesadzona: w świecie miasteczka uniwersyteckiego Rock Steady rower to największy skarb. Po drodze zacznie jednak rozumieć, że egoistyczne pobudki to nie wszystko, że ważne jest też dobro innych.
Niestety niezła fabuła nie została równie dobrze zrealizowana. "Rozróba w Rock Steady" cierpi na podobne problemy, co na przykład "Korpo", czyli gdzieś pomiędzy scenariuszem a realizacją wyparowało za dużo szaleństwa. Owszem, podobało mi się sporo rzeczy (jak zabawy kolorami, niektóre montażowe wstawki). Jednak nie czułem prawdziwego luzu i kipiącej energii. Bawiłem się na tym nieźle, ale jednocześnie w głowie kołatała mi się myśl, że powinno być tu wszystkiego więcej.
Być może problemem jest to, że "Rozróba w Rock Steady" jest pełnym metrażem. Odnoszę wrażenie, że skrócony do 30 minut dużo by zyskał. Filmy takie jak ten nie znoszą rozwlekania fabuły i najlepiej funkcjonują w mocno skondensowanej formie.
Ocena: 6
Fajnym pomysłem było przekształcenie miasteczka uniwersyteckiego w zrujnowany świat pogrążony w chaosie, gdzie rządzi prawo pięści. Pewnego dnia pojawia się tam tajemniczy obcy. Kiedy jego rower zostanie skradziony, postanowi o niego zawalczyć wszelkimi metodami. Jego reakcja w tych warunkach nie jest przesadzona: w świecie miasteczka uniwersyteckiego Rock Steady rower to największy skarb. Po drodze zacznie jednak rozumieć, że egoistyczne pobudki to nie wszystko, że ważne jest też dobro innych.
Niestety niezła fabuła nie została równie dobrze zrealizowana. "Rozróba w Rock Steady" cierpi na podobne problemy, co na przykład "Korpo", czyli gdzieś pomiędzy scenariuszem a realizacją wyparowało za dużo szaleństwa. Owszem, podobało mi się sporo rzeczy (jak zabawy kolorami, niektóre montażowe wstawki). Jednak nie czułem prawdziwego luzu i kipiącej energii. Bawiłem się na tym nieźle, ale jednocześnie w głowie kołatała mi się myśl, że powinno być tu wszystkiego więcej.
Być może problemem jest to, że "Rozróba w Rock Steady" jest pełnym metrażem. Odnoszę wrażenie, że skrócony do 30 minut dużo by zyskał. Filmy takie jak ten nie znoszą rozwlekania fabuły i najlepiej funkcjonują w mocno skondensowanej formie.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz