Teheran Tabu (2017)
Choć "Teheran tabu" rozgrywa się w opresyjnym systemie, to tak naprawdę opowiada o tym, że pewni ludzie zawsze poradzą sobie w życiu, a inni nigdy. Można to nazwać przeznaczeniem lub wrodzonymi predyspozycjami, ale nie do końca można własny los zrzucać na okoliczności.
Jasne, bohaterowie tej animacji muszą zmagać z różnymi problemami, które z naszej, polskiej perspektywy wydają się absurdalne (szokująco wygląda na przykład konieczność przyjścia do pracy przez męża kobiety i podanie na piśmie przez niego zgody na to, by żona mogła zostać zaangażowana). Ale problemy to codzienność niemal wszystkich zwykłych ludzi. Oglądając "Teheran tabu" miałem wrażenie, że matka samotnie wychowująca niemego synka utrzymałaby się na powierzchni w każdych warunkach. Zaś jej sąsiadka miałaby problem gdziekolwiek przyszłoby jej żyć. Być może jej koniec byłby inny, ale z łatwością mogę sobie ją wyobrazić jako jedną z tych amerykańskich postaci nadużywających antydepresantów, które wcale nie polepszają jej jakości życia. Młody DJ pewnie miałby podobne problemy. A mąż sąsiadki byłby równie silnie napiętnowany kompleksami, przez co w relacjach ze światem cechowałaby go pewna usłużność podszyta frustracją.
Może właśnie dlatego "Teheran tabu" wydał mi się filmem przygnębiającym. Łatwiej byłoby przecież zrzucić ciężki los bohaterów na świat, w jakim żyją, który nie pozwala im być sobą, żyć pełną piersią. Gorzej jest jednak, kiedy okoliczności mogą być dodatkowym ciężarem, ale nie są pierwotną przyczyną tego, że komuś się wiedzie lepiej lub też gorzej.
Sama fabuła, skonstruowana z przeplatających się kilku historii, jest w porządku, jednak niczym specjalnym mnie nie zainteresowała. Animacja również jest ok i nic ponadto.
Ocena: 6
Jasne, bohaterowie tej animacji muszą zmagać z różnymi problemami, które z naszej, polskiej perspektywy wydają się absurdalne (szokująco wygląda na przykład konieczność przyjścia do pracy przez męża kobiety i podanie na piśmie przez niego zgody na to, by żona mogła zostać zaangażowana). Ale problemy to codzienność niemal wszystkich zwykłych ludzi. Oglądając "Teheran tabu" miałem wrażenie, że matka samotnie wychowująca niemego synka utrzymałaby się na powierzchni w każdych warunkach. Zaś jej sąsiadka miałaby problem gdziekolwiek przyszłoby jej żyć. Być może jej koniec byłby inny, ale z łatwością mogę sobie ją wyobrazić jako jedną z tych amerykańskich postaci nadużywających antydepresantów, które wcale nie polepszają jej jakości życia. Młody DJ pewnie miałby podobne problemy. A mąż sąsiadki byłby równie silnie napiętnowany kompleksami, przez co w relacjach ze światem cechowałaby go pewna usłużność podszyta frustracją.
Może właśnie dlatego "Teheran tabu" wydał mi się filmem przygnębiającym. Łatwiej byłoby przecież zrzucić ciężki los bohaterów na świat, w jakim żyją, który nie pozwala im być sobą, żyć pełną piersią. Gorzej jest jednak, kiedy okoliczności mogą być dodatkowym ciężarem, ale nie są pierwotną przyczyną tego, że komuś się wiedzie lepiej lub też gorzej.
Sama fabuła, skonstruowana z przeplatających się kilku historii, jest w porządku, jednak niczym specjalnym mnie nie zainteresowała. Animacja również jest ok i nic ponadto.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz