Un pas în urma serafimilor (2017)
Seminarium. Miejsce, w którym czujący powołanie od Boga mają zdobyć wiedzę i umiejętności niezbędne do sprawowania posługi kapłańskiej. Nie wszyscy jednak w tak młodym wieku wiedzą, czy aby na pewno chcą być księżmi. Część trafiła tu raczej przez swoje rodziny, w których albo już są księża albo marzy im się choć jeden. Jaka więc jest rzeczywista rola seminarium? Czy ma edukować, inspirować, przekonywać wahających się? A może powinno stanowić miejsce, w którym odsiewa rzeczywisty materiał kapłański od tych, którzy powołania nie mają i nigdy mieć nie będą?
W seminarium z filmu Daniela Sandu zdaje się dominować to drugie podejście. Reprezentuje je ksiądz Ivan, chorobliwie ambitny i żądny władzy. Obserwujemy go oczami jednego z nowych seminarzystów. Widzimy, jak awansuje w hierarchii uczelni, jak manipuluje i wykorzystuje innych do własnych celów. Jednym z nich zdaje się wyrzucenie jak największej liczby potencjalnych kapłanów. Zbiera haki, nie cofa się nawet przed wymuszaniem fałszywego świadectwa. Ba, aby dorwać krnąbrnego seminarzystę, jest nawet w stanie odbyć daleką podróż, by tylko przyłapać delikwenta na kłamstwie.
Seminarium z filmu Sandu przypomina szkołę sił specjalnych, której uczniowie poddawani są nieludzkiemu traktowaniu, by wyłapać najdrobniejszą słabość, za którą można ich będzie wyrzucić. To ciekawy obraz, ale odnoszę wrażenie, że wyszedł reżyserowi nieco przy okazji. Bo to nie ksiądz Ivan jest główną postacią filmu. W zasadzie to funkcjonuje on jako klasyczny czarny charakter. Jego motywacja nie jest do końca jasna (trudno zrozumieć, dlaczego na usunięciu niektórych osób zależy mu bardziej). Choć od czasu do czasu rzuca jakimiś racjonalizacjami, to w zasadzie jest zły dlatego, że ktoś musiał być, ponieważ historia głównego bohatera domagała się adwersarza, za sprawą którego to mógłby się zmienić, dojrzeć psychicznie do roli, jaką ma pełnić w życiu. Tyle tylko, że ta wewnętrzna podróż Gabriela nie ma w zasadzie miejsca. Niby widzimy go w różnych sytuacjach stanowiących lekcje życia, ale oglądając film w ogóle nie czuć, by cokolwiek się w nim zmieniało. Grający Gabriela Stefan Iancu ma niezłą aparycję, ale nie potrafi zagrać przemiany wewnętrznej. Jego bohater niewiele się zmienił przez dwie i pół godziny seansu, a przecież konstrukcja scen sugeruje coś zupełnie innego.
Ocena: 6
W seminarium z filmu Daniela Sandu zdaje się dominować to drugie podejście. Reprezentuje je ksiądz Ivan, chorobliwie ambitny i żądny władzy. Obserwujemy go oczami jednego z nowych seminarzystów. Widzimy, jak awansuje w hierarchii uczelni, jak manipuluje i wykorzystuje innych do własnych celów. Jednym z nich zdaje się wyrzucenie jak największej liczby potencjalnych kapłanów. Zbiera haki, nie cofa się nawet przed wymuszaniem fałszywego świadectwa. Ba, aby dorwać krnąbrnego seminarzystę, jest nawet w stanie odbyć daleką podróż, by tylko przyłapać delikwenta na kłamstwie.
Seminarium z filmu Sandu przypomina szkołę sił specjalnych, której uczniowie poddawani są nieludzkiemu traktowaniu, by wyłapać najdrobniejszą słabość, za którą można ich będzie wyrzucić. To ciekawy obraz, ale odnoszę wrażenie, że wyszedł reżyserowi nieco przy okazji. Bo to nie ksiądz Ivan jest główną postacią filmu. W zasadzie to funkcjonuje on jako klasyczny czarny charakter. Jego motywacja nie jest do końca jasna (trudno zrozumieć, dlaczego na usunięciu niektórych osób zależy mu bardziej). Choć od czasu do czasu rzuca jakimiś racjonalizacjami, to w zasadzie jest zły dlatego, że ktoś musiał być, ponieważ historia głównego bohatera domagała się adwersarza, za sprawą którego to mógłby się zmienić, dojrzeć psychicznie do roli, jaką ma pełnić w życiu. Tyle tylko, że ta wewnętrzna podróż Gabriela nie ma w zasadzie miejsca. Niby widzimy go w różnych sytuacjach stanowiących lekcje życia, ale oglądając film w ogóle nie czuć, by cokolwiek się w nim zmieniało. Grający Gabriela Stefan Iancu ma niezłą aparycję, ale nie potrafi zagrać przemiany wewnętrznej. Jego bohater niewiele się zmienił przez dwie i pół godziny seansu, a przecież konstrukcja scen sugeruje coś zupełnie innego.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz