Band Aid (2017)
Anna i Ben bardzo się kochają. Przekonują się jednak, że samo uczucie nie jest w stanie zapewnić szczęścia. Od roku tkwią w miejscu, podczas gdy wszyscy wokół idą ze swoim życiem naprzód. Czas spędzają naprzemiennie kłócąc się ze sobą o pierdółki i pocieszając się. Wiele ze sobą rozmawiają, są to jednak w większości puste (choć głośne) słowa. To, co naprawdę ich boli, co nie daje im spać po nocach, co sprawia, że ich dusze krwawią, jest skrzętnie przemilczane.
Sytuacja zmienia się, kiedy postanawiają swoje konflikty przekuć w piosenki. Początkowo idzie im świetnie. Kłótnie stają się inspiracją dla wpadających w ucho utworów. Piosenki zapewniają również drenaż całego emocjonalnego brudu, jaki zalegał w ich związku. I wtedy pojawiają się prawdziwe problemy. Jak bowiem w każdej psychoterapii, kiedy znikną fałszywe konflikty, prawda zostaje odsłonięta. Można wtedy wymyślić nowe sposoby na okłamywanie siebie lub zacząć cierpieć jeszcze bardziej, konfrontując się z rzeczywistymi powodami, przez które ich życie zostało zawieszone w próżni.
"Grupa wsparcia" mogła być całkiem udanym filmem. Podoba mi się pomysł z domową psychoterapią dokonywaną przez muzykę. Kiedy twórcy skupiają się na głównej parze, na dynamice ich relacji, historia wydaje się świeża i wciągająca. Im jednak dłużej film trwa, tym bardziej popada w dydaktykę, bohaterowie zaczynają deklamować teksty żywcem wyjęte z podręczników psychologii. Nagle okazuje się, że nie ma w tym finezji, że cały film to prymitywna łopatologia. Przez to ginie czar i zostaje wrażenie, że oto dostałem kolejny mało oryginalny film niezależny.
Ocena: 5
Sytuacja zmienia się, kiedy postanawiają swoje konflikty przekuć w piosenki. Początkowo idzie im świetnie. Kłótnie stają się inspiracją dla wpadających w ucho utworów. Piosenki zapewniają również drenaż całego emocjonalnego brudu, jaki zalegał w ich związku. I wtedy pojawiają się prawdziwe problemy. Jak bowiem w każdej psychoterapii, kiedy znikną fałszywe konflikty, prawda zostaje odsłonięta. Można wtedy wymyślić nowe sposoby na okłamywanie siebie lub zacząć cierpieć jeszcze bardziej, konfrontując się z rzeczywistymi powodami, przez które ich życie zostało zawieszone w próżni.
"Grupa wsparcia" mogła być całkiem udanym filmem. Podoba mi się pomysł z domową psychoterapią dokonywaną przez muzykę. Kiedy twórcy skupiają się na głównej parze, na dynamice ich relacji, historia wydaje się świeża i wciągająca. Im jednak dłużej film trwa, tym bardziej popada w dydaktykę, bohaterowie zaczynają deklamować teksty żywcem wyjęte z podręczników psychologii. Nagle okazuje się, że nie ma w tym finezji, że cały film to prymitywna łopatologia. Przez to ginie czar i zostaje wrażenie, że oto dostałem kolejny mało oryginalny film niezależny.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz