From Zero to I Love You (2019)
Po ten film sięgnąłem za sprawą reżyserskiego debiutu Douga Spearmana "Hot Guys with Guns". Nie był to zbyt dobry film, ale sprawił mi wystarczająco dużo przyjemności, że z chęcią sięgnąłem po jego kolejny pełny metraż. Niestety tym razem nie było już tak różowo.
Zmiana gatunku nie wyszła Spearmanowi na dobre. Jego próby stworzenia interesującej opowieści obyczajowej z mocno zaznaczonym wątkiem miłosnym, spaliły na panewce. Dwójka głównych bohaterów jest co prawda całkiem sympatyczna i w innym filmie zapewne bardzo bym im kibicował. Niestety tutaj przeciwko nim jest wszystko. Jednak największym problemem jest struktura opowieści. Spearman postanowił opowiedzieć historię miłości na przestrzeni dłuższego czasu. Niestety nie do końca potrafił nad czasem zapanować. Dlatego też narracja ma mocno poszarpaną strukturę, jest kalejdoskopem scen, z których dowiadujemy się, co się w życiu bohaterów wydarza. Nie ma tu jednak miejsca na refleksję, na pokazanie, jak emocjonalną cenę podejmowanych decyzji płacą bohaterowie. Jeśli jakieś konsekwencje są, to przybierają one formę czynów, którym można poświęcić kolejną scenę. Fabuła wciąż pędzi do przodu zostawiając za sobą trupy niewykorzystanych okazji. W efekcie wszystko jest tu płytkie i oczekuje od widza dopowiadania sobie wielu rzeczy, których reżyser nie chciał lub nie mógł z braku czasu pokazać.
Ponieważ historia nie była w stanie skupić na sobie mojej uwagi, cały czas zauważałem niedociągnięcia techniczne w realizacji filmu. To również w innych okolicznościach nie bardzo by mi przeszkadzało, w końcu wiele gorzej nakręconych obrazów oceniłem wyżej, ale tu był dodatkowym powodem do zawodu. Flirt z kinem obyczajowym i romantycznym Spearmana uważam za nieudany i liczę, że wróci do lekkich, głupawych komedii.
Ocena: 2
Zmiana gatunku nie wyszła Spearmanowi na dobre. Jego próby stworzenia interesującej opowieści obyczajowej z mocno zaznaczonym wątkiem miłosnym, spaliły na panewce. Dwójka głównych bohaterów jest co prawda całkiem sympatyczna i w innym filmie zapewne bardzo bym im kibicował. Niestety tutaj przeciwko nim jest wszystko. Jednak największym problemem jest struktura opowieści. Spearman postanowił opowiedzieć historię miłości na przestrzeni dłuższego czasu. Niestety nie do końca potrafił nad czasem zapanować. Dlatego też narracja ma mocno poszarpaną strukturę, jest kalejdoskopem scen, z których dowiadujemy się, co się w życiu bohaterów wydarza. Nie ma tu jednak miejsca na refleksję, na pokazanie, jak emocjonalną cenę podejmowanych decyzji płacą bohaterowie. Jeśli jakieś konsekwencje są, to przybierają one formę czynów, którym można poświęcić kolejną scenę. Fabuła wciąż pędzi do przodu zostawiając za sobą trupy niewykorzystanych okazji. W efekcie wszystko jest tu płytkie i oczekuje od widza dopowiadania sobie wielu rzeczy, których reżyser nie chciał lub nie mógł z braku czasu pokazać.
Ponieważ historia nie była w stanie skupić na sobie mojej uwagi, cały czas zauważałem niedociągnięcia techniczne w realizacji filmu. To również w innych okolicznościach nie bardzo by mi przeszkadzało, w końcu wiele gorzej nakręconych obrazów oceniłem wyżej, ale tu był dodatkowym powodem do zawodu. Flirt z kinem obyczajowym i romantycznym Spearmana uważam za nieudany i liczę, że wróci do lekkich, głupawych komedii.
Ocena: 2
Komentarze
Prześlij komentarz