Frozen II (2019)
To, co Martin Scorsese powiedział o produkcjach Marvela, można w sumie rozszerzyć na całą ofertę Disneya. Kiedy jednak oglądam rzeczy takie jak "Kraina lodu II", to nie widzę w słowach Scorsesego krytyki, a jedynie opis rzeczywistości - ani złej, ani dobre, po prostu innej.
Fabularnie "Kraina lodu II" nie ma w zasadzie nic do zaoferowania. Scenariusz brzmi naprawdę bardzo znajomo dla każdego, kto regularnie ogląda nowości Disneya. Połowa pomysłów to powtórka z "Czarownicy 2", która cała zbudowana została z klisz. O ile jednak w "Czarownicy 2" ta wtórność była dla mnie barierą nie do przejścia, o tyle w "Krainie lodu II" niemal wcale tego nie zauważałem i dopiero po wyjściu z kina pojawiła się refleksja, jak bardzo pretekstowa jest fabuła.
Nie po raz pierwszy okazało się, że historia nie ma dla mnie aż tak dużego znaczenia, o ile dobrze jest opowiedziana. A to w "Krainie lodu II" jest na najwyższym poziomie. Twórcy są mistrzami iluzji i korzystają ze swojego daru w 100%. Jest w tej animacji wiele scen pełnych wzruszeń i równie dużo takich, na których parska się gromkim śmiechem. Jest magia przypominająca o czasach, kiedy jako dziecko słuchałem bajek na dobranoc.
Świetnie stworzone postacie, z których każda dostała okazję, by podbić serca widzów, to kolejny potężny atut tego filmu. Można wręcz odnieść wrażenie, że oglądamy swoistego rodzaju przyjacielską rywalizację Olafa i Kristoffa o to, który z nich okaże się bardziej komediowo zwariowany. Olaf popisuje się na przykład świetnym recapem pierwszej części "Krainy lodu". Za to Kristoff rozbraja swoją nieporadnością w obliczu najważniejszej decyzji swojego życia.
Na to nakłada się strona muzyczna, która znów okazała się perfekcyjna. Praktycznie wszystkie piosenki przypadły mi do gustu, zarówno w polskiej wersji językowej jak i oryginalnej (fajne aranżacje niezlokalizowane na polski pojawiają się na napisach końcowych; były one na tyle dobre, że bez żalu zostałem na nich, dzięki czemu odkryłem, że jest scena po napisach). Bardzo klasyczne musicalowo, ale zarazem niepozbawione pazura (jak choćby w piosence Kristoffa). Nie jest to może poziom "Króla rozrywki", ale niewiele brakuje.
Wszystkie te elementy składają się na czystą esencję przyjemności tak, że z kina wyszedłem w bardzo dobrym nastroju. Może to i jest park rozrywki. Ale do takich kinowych parków chętnie będę wybierał się wielokrotnie.
Ocena: 8
Fabularnie "Kraina lodu II" nie ma w zasadzie nic do zaoferowania. Scenariusz brzmi naprawdę bardzo znajomo dla każdego, kto regularnie ogląda nowości Disneya. Połowa pomysłów to powtórka z "Czarownicy 2", która cała zbudowana została z klisz. O ile jednak w "Czarownicy 2" ta wtórność była dla mnie barierą nie do przejścia, o tyle w "Krainie lodu II" niemal wcale tego nie zauważałem i dopiero po wyjściu z kina pojawiła się refleksja, jak bardzo pretekstowa jest fabuła.
Nie po raz pierwszy okazało się, że historia nie ma dla mnie aż tak dużego znaczenia, o ile dobrze jest opowiedziana. A to w "Krainie lodu II" jest na najwyższym poziomie. Twórcy są mistrzami iluzji i korzystają ze swojego daru w 100%. Jest w tej animacji wiele scen pełnych wzruszeń i równie dużo takich, na których parska się gromkim śmiechem. Jest magia przypominająca o czasach, kiedy jako dziecko słuchałem bajek na dobranoc.
Świetnie stworzone postacie, z których każda dostała okazję, by podbić serca widzów, to kolejny potężny atut tego filmu. Można wręcz odnieść wrażenie, że oglądamy swoistego rodzaju przyjacielską rywalizację Olafa i Kristoffa o to, który z nich okaże się bardziej komediowo zwariowany. Olaf popisuje się na przykład świetnym recapem pierwszej części "Krainy lodu". Za to Kristoff rozbraja swoją nieporadnością w obliczu najważniejszej decyzji swojego życia.
Na to nakłada się strona muzyczna, która znów okazała się perfekcyjna. Praktycznie wszystkie piosenki przypadły mi do gustu, zarówno w polskiej wersji językowej jak i oryginalnej (fajne aranżacje niezlokalizowane na polski pojawiają się na napisach końcowych; były one na tyle dobre, że bez żalu zostałem na nich, dzięki czemu odkryłem, że jest scena po napisach). Bardzo klasyczne musicalowo, ale zarazem niepozbawione pazura (jak choćby w piosence Kristoffa). Nie jest to może poziom "Króla rozrywki", ale niewiele brakuje.
Wszystkie te elementy składają się na czystą esencję przyjemności tak, że z kina wyszedłem w bardzo dobrym nastroju. Może to i jest park rozrywki. Ale do takich kinowych parków chętnie będę wybierał się wielokrotnie.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz