Message from the King (2016)
Ja wiem, że marzeniem każdego reżysera pracującego w Hollywood jest przyciągnięcie do swojego projektu rozpoznawalnych aktorów. Niestety im więcej znanych osób w obsadzie, tym większe są wymagania widzów wobec takiego filmu. W końcu można by sądzić, że aktorzy ci mają wiele propozycji ról i skoro już wybrali akurat tę, to znaczy, że projekt ma w sobie coś wyjątkowego. Kiedy więc okazuje się, że jest to klasyczne filmidło do jednorazowego użytku, wtedy rozczarowanie jest podwójne. Nie tego w końcu oczekiwało się po zaangażowanej obsadzie.
Tak właśnie miałem z "Message from the King". Jest to bowiem bardzo przeciętny thriller sensacyjny o obcokrajowcu, który przybył do LA w poszukiwaniu swojej siostry. Kiedy odnalazł jej ciało w kostnicy, postanowił znaleźć odpowiedzialnych za jej śmierć i się na nich zemścić. Po drodze dowie się paru przykrych rzeczy na temat siostry i pozna kobietę, której nie pofarciło się w Mieście Aniołów, ale która stara się utrzymać na powierzchni dla swojej małej córeczki.
Mało odkrywcza fabuła poprowadzona został w równie pozbawiony oryginalności sposób. Ten film idealnie nadaje się na leniwe popołudnie, kiedy chce się coś obejrzeć, ale bez konieczności angażowania się w historię. Takie produkcje powstają w ilościach hurtowych i niemal wszystkie mają mało rozpoznawalną obsadę, chyba że ktoś gustuje w kinie klasy B. Stąd też obecność Bosemana, Palmer, Moliny, Evansa i jeszcze paru innych osób była dla mnie sporym zaskoczeniem. Spodziewałem się, że są tu po to, by wyciągnąć scenariusz z odmętów wtórności. Tymczasem wszyscy aktorzy zagrali bez większych ambicji, równając do niskiego poziomu tekstu. Może Boseman próbował dać z siebie coś więcej. Na niewiele mu się to zdało, bo reżysera nie interesowało wcale nadanie głębi jego bohaterowi. Miał on po prostu iść od punktu A do punktów B, C, D tak, aby fabuła mogła toczyć się do przodu bez większych zgrzytów. W efekcie powstał obraz, który wyparuje z mojej pamięci i szczerze mówiąc nie będę tego żałował.
Ocena: 4
Tak właśnie miałem z "Message from the King". Jest to bowiem bardzo przeciętny thriller sensacyjny o obcokrajowcu, który przybył do LA w poszukiwaniu swojej siostry. Kiedy odnalazł jej ciało w kostnicy, postanowił znaleźć odpowiedzialnych za jej śmierć i się na nich zemścić. Po drodze dowie się paru przykrych rzeczy na temat siostry i pozna kobietę, której nie pofarciło się w Mieście Aniołów, ale która stara się utrzymać na powierzchni dla swojej małej córeczki.
Mało odkrywcza fabuła poprowadzona został w równie pozbawiony oryginalności sposób. Ten film idealnie nadaje się na leniwe popołudnie, kiedy chce się coś obejrzeć, ale bez konieczności angażowania się w historię. Takie produkcje powstają w ilościach hurtowych i niemal wszystkie mają mało rozpoznawalną obsadę, chyba że ktoś gustuje w kinie klasy B. Stąd też obecność Bosemana, Palmer, Moliny, Evansa i jeszcze paru innych osób była dla mnie sporym zaskoczeniem. Spodziewałem się, że są tu po to, by wyciągnąć scenariusz z odmętów wtórności. Tymczasem wszyscy aktorzy zagrali bez większych ambicji, równając do niskiego poziomu tekstu. Może Boseman próbował dać z siebie coś więcej. Na niewiele mu się to zdało, bo reżysera nie interesowało wcale nadanie głębi jego bohaterowi. Miał on po prostu iść od punktu A do punktów B, C, D tak, aby fabuła mogła toczyć się do przodu bez większych zgrzytów. W efekcie powstał obraz, który wyparuje z mojej pamięci i szczerze mówiąc nie będę tego żałował.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz