Sauvage (2018)
Camille Vidal-Naquet chyba wierzy w niezmienność natury ludzkiej. A jeśli nawet zmiana człowieka jest jej zdaniem możliwa, to wymaga długiego, trwającego latami procesu. O przemianie nie ma mowy w krótkim czasie, nawet jeśli wcześniej człowiek trafił na samo dno. Taki przynajmniej wniosek można wysnuć obserwując Léo, głównego bohatera "Sauvage".
Poznajemy go w dość konkretnym momencie życia. Jest uliczną dziwką, bezdomnym, narkomanem. W relacjach z innymi widzimy jego uległość, chęć dzielenia się ciepłem, troskę. A zarazem jesteśmy świadkami, jak po równi pochyłej ześlizguje się ku zatraceniu. I nawet jeśli czyni to nieświadomie, to jednak czuć w tym pewną premedytację. Jest w nim jakaś niechęć do samego siebie, do własnej słabości, która sprawia, że nie potrafi zaakceptować miłości i troski ze strony innych. Wyjątek stanowi jeden z jego ulicznych towarzyszy. Ale jest tak dlatego, że tamten to gay for pay i jedyne, co może zaoferować Léo, to troskę przyjaciela. Gdy Léo będzie się namolnie łasił o więcej, tamten nie zawaha się spuścić mu łomot. W ten sposób łamie Léo serce, ale zarazem potwierdza jego wewnętrzne przekonanie, że nie jest godzien miłości.
Czy zawsze Léo był taki? Tego się nie dowiemy. Jego przeszłość pozostaje nieznana. Można jednak sądzić, że owa destrukcja i niemożliwość zakorzenienia się, zbudowania trwałego związku, nawet jeśli pojawi się ktoś o równie otwartym jak on sercu, ma dużo wspólnego z jego rodzicami. Są oni wspomniani raz, kiedy lekarka zapyta go o relacje z nimi. Milczenie Léo jest wymowne, daje sporo sugestii co do rodzaju relacji, ale w rzeczywistości nie stanowi żadnego uzasadnienia.
Portret jednostki straconej to najciekawszy element filmu Vidal-Naquet. Bo już obraz świata płatnego seksu to jedna wielka klisza. Mamy tu typowy przekrój dziwek: od bezdomnych emigrantów, po zdesperowanych hetero marzących o nadzianych sponsorach, z którymi ułożą sobie w miarę wygodne życie. Również przegląd klientów to filmowa norma: samotni staruszkowie, jurni młodziacy, którzy zerżną wszystko, co się rusza, goście używający prostytutki niczym szmaty do podłóg i perwersji, którzy łowią desperatów wiedząc, że ci za kasę zgodzą się na wszystko.
Tę rutynę przełamuje Jacques Girault, operator. Sposób filmowania tworzy bardzo realistyczne obrazy, które jednak nabierają intymnego charakteru, przez co zakrzywiają perspektywę i czynią ze stereotypowych scenek rodzajowych rzeczy może nie wyjątkowe, ale z całą pewnością bardziej autentyczne i emocjonalnie istotne.
Jedna duszą całego przedsięwzięcia jest Félix Maritaud. Fenomenalnie potrafił odegrać osobę, która nosi w sobie dzikość i delikatność, która pragnie bliskości i jednocześnie ucieka przed intymnością, która potrafi okazać niespotykaną troskę, ale bywa też irracjonalnie agresywna. Do tego wszystkiego jest bardzo fotogenicznym aktorem. Kamera naprawdę go kocha, co też operator skrzętnie wykorzystał. Patrzenie na jego grę było czystą przyjemnością.
Ocena: 6
Poznajemy go w dość konkretnym momencie życia. Jest uliczną dziwką, bezdomnym, narkomanem. W relacjach z innymi widzimy jego uległość, chęć dzielenia się ciepłem, troskę. A zarazem jesteśmy świadkami, jak po równi pochyłej ześlizguje się ku zatraceniu. I nawet jeśli czyni to nieświadomie, to jednak czuć w tym pewną premedytację. Jest w nim jakaś niechęć do samego siebie, do własnej słabości, która sprawia, że nie potrafi zaakceptować miłości i troski ze strony innych. Wyjątek stanowi jeden z jego ulicznych towarzyszy. Ale jest tak dlatego, że tamten to gay for pay i jedyne, co może zaoferować Léo, to troskę przyjaciela. Gdy Léo będzie się namolnie łasił o więcej, tamten nie zawaha się spuścić mu łomot. W ten sposób łamie Léo serce, ale zarazem potwierdza jego wewnętrzne przekonanie, że nie jest godzien miłości.
Czy zawsze Léo był taki? Tego się nie dowiemy. Jego przeszłość pozostaje nieznana. Można jednak sądzić, że owa destrukcja i niemożliwość zakorzenienia się, zbudowania trwałego związku, nawet jeśli pojawi się ktoś o równie otwartym jak on sercu, ma dużo wspólnego z jego rodzicami. Są oni wspomniani raz, kiedy lekarka zapyta go o relacje z nimi. Milczenie Léo jest wymowne, daje sporo sugestii co do rodzaju relacji, ale w rzeczywistości nie stanowi żadnego uzasadnienia.
Portret jednostki straconej to najciekawszy element filmu Vidal-Naquet. Bo już obraz świata płatnego seksu to jedna wielka klisza. Mamy tu typowy przekrój dziwek: od bezdomnych emigrantów, po zdesperowanych hetero marzących o nadzianych sponsorach, z którymi ułożą sobie w miarę wygodne życie. Również przegląd klientów to filmowa norma: samotni staruszkowie, jurni młodziacy, którzy zerżną wszystko, co się rusza, goście używający prostytutki niczym szmaty do podłóg i perwersji, którzy łowią desperatów wiedząc, że ci za kasę zgodzą się na wszystko.
Tę rutynę przełamuje Jacques Girault, operator. Sposób filmowania tworzy bardzo realistyczne obrazy, które jednak nabierają intymnego charakteru, przez co zakrzywiają perspektywę i czynią ze stereotypowych scenek rodzajowych rzeczy może nie wyjątkowe, ale z całą pewnością bardziej autentyczne i emocjonalnie istotne.
Jedna duszą całego przedsięwzięcia jest Félix Maritaud. Fenomenalnie potrafił odegrać osobę, która nosi w sobie dzikość i delikatność, która pragnie bliskości i jednocześnie ucieka przed intymnością, która potrafi okazać niespotykaną troskę, ale bywa też irracjonalnie agresywna. Do tego wszystkiego jest bardzo fotogenicznym aktorem. Kamera naprawdę go kocha, co też operator skrzętnie wykorzystał. Patrzenie na jego grę było czystą przyjemnością.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz