Sorry We Missed You (2019)

Na Loachu można polegać jak na Zawiszy. Wybierając się na jego filmy, z góry wiadomo, o czym będą. Niezmiennie są to opowieści o ciężkim losie klas niższych. Jego bohaterami są zazwyczaj porządni ludzie, którzy chcą po prostu godnie żyć. Niestety niemal zawsze jest to marzenie ściętej głowy, bo ich codzienność to znój i wyzysk. Pracują ponad miarę, co źle odbija się na ich relacjach z najbliższymi, ich zdrowiu i psychice. Zaciskają zęby, próbują radzić sobie z kolejnymi przeszkodami, ale sytuacja wcale się nie poprawia. Jest źle, a może być tylko gorzej.



"Nie ma nas w domu" jest idealnie loachowym filmem. Zawiera wszystkie elementy, jakich można się było spodziewać. I jak zwykle reżyser tworzy sugestywny i przejmujący obraz realiów życia ludzi nieuprzywilejowanych. Jednak tym razem proporcje są trochę zachwiane, przez co nie do końca system, w jakim przyszło ludziom egzystować, jest winny. Część odpowiedzialność spada właśnie na samych ludzi.

Gubi ich duma, która nie pozwala im prosić o pomoc, a już w szczególności korzystać z opieki społecznej. Od tego właśnie zaczyna się film: główny bohater z dumą stwierdza, że wolałby umrzeć niż skorzystać z zasiłku dla bezrobotnych. I nie jest to czcza gadanina. Bohater dzielnie pracuje po naście godzin na dobę. Zaniedbuje żonę i dzieci, choć przecież wmawia im i sobie, że haruje właśnie dla nich. Szybko okazuje się, że praca wymaga od niego za wiele. A mimo to ciągnie ją dalej, bo przecież alternatywą jest zasiłek, a na to się nigdy nie zgodzi.

"Nie ma nas w domu" pokazuje też, że system szkolnictwa oraz współczesne koncepcje wychowania dzieci nie sprawdzają się w przypadku rodzin takich jak ta, którą przybliża Loach. Syn bohatera ma za dużo czasu, by stroić fochy, bo rodzice nie mają czasu chuchać i dmuchać na niego. Rozrabia, bo tylko wtedy ojciec w ogóle zdaje się go zauważać, choć rzecz jasna jest to uwaga negatywna i tylko powiększa frustrację chłopaka czyniąc z niego więźnia błędnego koła nakręcającej go autoagresji. Gdyby on i mu podobne dzieciaki zamiast do szkoły, na basen czy po prostu przed komputer posłano do fabryk, gdzie musiałby zapieprzać niczym struś pędziwiatr, by wyrobić dniówkę, to dziecinada w postaci idiotycznej i autodestrukcyjnej rebelii szybko wyparowałaby im z głowy. Po całym dniu byłyby tak padnięte, że zbrakłoby im sił, aby rwać sobie włosy z głowy, bo tatuś nie powiedział im dobranoc, a mamusia nie pogłaskała po głowie dumna z tego, jak rośnie owoc jej łona.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

Daddy's Home 2 (2017)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)