The Death and Life of John F. Donovan (2018)
Dzięki marzeniom żyjemy, ale też za sprawą marzeń umieramy. Sny o lepszym życiu, o karierze, sławie, byciu kimś (innym) mają w sobie coś toksycznego. Szczególnie, kiedy część z nich się spełnia, ale ceną za to jest tajemnica, rezygnacja z innych marzeń, które może w danym momencie nie wydają się istotne, bez których sądzimy, że możemy szczęśliwie żyć, lecz z czasem okazuje się, że jedynie oszukiwaliśmy siebie. Uwikłani w system zależności tracimy z oczu samego siebie. Lądujemy w gorszej sytuacji niż Dorian Gray. On miał przynajmniej portret, który przypominał mu o tym, kim się stał. Jeśli jednak my byliśmy nikim, a teraz jesteśmy sławni, to nie ma niczego, co trzymałoby nas w ryzach. No chyba że jak bohater filmu Dolana znajdziemy linę ratunkową w osobie jeszcze nieskażonego pragmatyzmem i kompromisami dzieciaka, z którym niewinna korespondencja pozwoli nam zachować resztki własnego Ja. Ale ten dzieciak nie jest niezapisaną tablicą. Już został naznaczony życiowymi decyzjami, niekoniecznie własnymi. One sprawiają, że ucieka w świat marzeń. Jego sny jeszcze się nie ziściły. Póki co są raczej formą eskapizmu. Korespondencja z gwiazdorem pozwala chłopakowi nie rezygnować z marzeń. Ta więź ratuje bohaterów, ale też stanowić będzie ich upadek. Dla jednego śmiertelny, dla drugiego "jedynie" transformacyjny. Bo marzenia są truciznami, które w niewielkich dawkach mogą być lekarstwami. Łatwo jest jednak o przedawkowanie...
"The Death and Life of John F. Donovan" jest dość przygnębiającym filmem, choć Dolan umieścił w nim sceny sugerujące happy end. To przygnębienie wywołuje mocno wyczuwalna nuta melancholii oraz rozczarowania tym, jak łatwo można stracić kontrolę nad tym, co niby w życiu jest najważniejsze.
Jest tu sporo ciekawych elementów i interesujących obserwacji. Niestety ginie to w gąszczu chaotycznych decyzji reżyserskich Kanadyjczyka, braku konsekwencji i zdyscyplinowania w prowadzeniu narracji. Nie jest to może najgorszy film Dolana ("Mama" wymęczyła mnie bardziej), ale daleko mu do jego najlepszych dzieł.
Oglądając "The Death and Life of John F. Donovan" odniosłem wrażenie, że Dolan po prostu nie sprostał presji związanej z realizacją pierwszego w karierze pełnometrażowego filmu w języku angielskim, z rozpoznawalnymi na całym świecie gwiazdami. Ten film wygląda tak, jakby całkowicie zjadła go trema, przez co nie był pewien podejmowanych decyzji, a co za tym idzie bez składu i ładu zmieniał w trakcie prac zdanie.
"The Death and Life of John F. Donovan" rozpada się więc na niezależne od siebie momenty. Niektóre z nich w pełni zachowały charakter Dolana z jego francuskojęzycznych filmów (na przykład scena rodzinnego spotkania w łazience, czy też rozmowa przez uchylone drzwi). Inne wydają się zbyt zachowawcze, hollywoodzkie. Czasami sąsiadują ze sobą dobre sceny, ale razem nie tworzą równie udanej całości. W oczy rzuca się raczej ich niedopasowanie, jakby każda należała do innego filmu.
Ponieważ Donovan i dziecięcy bohater nigdy się ze sobą nie spotkali, ich losy toczą się równolegle. Reżyserowi nie udało się scalić ich losów w coś emocjonalnie współgrajacego. Zaś wątek wywiadu na lotnisku nie ma większego znaczenia i całkowite usunięcie go nic nie zmieniłoby w wydźwięku filmu.
"The Death and Life of John F. Donovan" okazał się niewypałem. Zastanawiam się więc, czy Dolan się nie zniechęci i już na zawsze pozostanie przy kinie francuskojęzycznym (przynajmniej jako reżyser). Mnie to nie przeszkadza, bo większość z tego, co nakręcił wcześniej, była doskonała.
Ocena: 5
"The Death and Life of John F. Donovan" jest dość przygnębiającym filmem, choć Dolan umieścił w nim sceny sugerujące happy end. To przygnębienie wywołuje mocno wyczuwalna nuta melancholii oraz rozczarowania tym, jak łatwo można stracić kontrolę nad tym, co niby w życiu jest najważniejsze.
Jest tu sporo ciekawych elementów i interesujących obserwacji. Niestety ginie to w gąszczu chaotycznych decyzji reżyserskich Kanadyjczyka, braku konsekwencji i zdyscyplinowania w prowadzeniu narracji. Nie jest to może najgorszy film Dolana ("Mama" wymęczyła mnie bardziej), ale daleko mu do jego najlepszych dzieł.
Oglądając "The Death and Life of John F. Donovan" odniosłem wrażenie, że Dolan po prostu nie sprostał presji związanej z realizacją pierwszego w karierze pełnometrażowego filmu w języku angielskim, z rozpoznawalnymi na całym świecie gwiazdami. Ten film wygląda tak, jakby całkowicie zjadła go trema, przez co nie był pewien podejmowanych decyzji, a co za tym idzie bez składu i ładu zmieniał w trakcie prac zdanie.
"The Death and Life of John F. Donovan" rozpada się więc na niezależne od siebie momenty. Niektóre z nich w pełni zachowały charakter Dolana z jego francuskojęzycznych filmów (na przykład scena rodzinnego spotkania w łazience, czy też rozmowa przez uchylone drzwi). Inne wydają się zbyt zachowawcze, hollywoodzkie. Czasami sąsiadują ze sobą dobre sceny, ale razem nie tworzą równie udanej całości. W oczy rzuca się raczej ich niedopasowanie, jakby każda należała do innego filmu.
Ponieważ Donovan i dziecięcy bohater nigdy się ze sobą nie spotkali, ich losy toczą się równolegle. Reżyserowi nie udało się scalić ich losów w coś emocjonalnie współgrajacego. Zaś wątek wywiadu na lotnisku nie ma większego znaczenia i całkowite usunięcie go nic nie zmieniłoby w wydźwięku filmu.
"The Death and Life of John F. Donovan" okazał się niewypałem. Zastanawiam się więc, czy Dolan się nie zniechęci i już na zawsze pozostanie przy kinie francuskojęzycznym (przynajmniej jako reżyser). Mnie to nie przeszkadza, bo większość z tego, co nakręcił wcześniej, była doskonała.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz