The King (2019)

W swoim najnowszym filmie David Michôd zastanawia się nad władzą i tymi, którzy ją posiadają. Pretekstem do tych rozważań jest Henryk V. I jest to wyłącznie pretekst. Jeśli ktoś z Was zna historię średniowiecznej Anglii, to niech jak najszybciej o niej zapomni. Bohatera "Króla" z prawdziwym Lancasterem łączy wyłącznie to samo imię. Australijski reżyser do spółki z Joelem Edgertonem (który nie tylko w filmie zagrał, ale też jest współautorem scenariusza) przekreślili prawdziwą historię angielskiego władcy i wymyślili tę postać zupełnie od nowa. Bohater "Króla" dopiero uczy się sztuki przeżycia w brutalnym świecie polityki. Rzeczywisty Henryk tę lekcję odbył dużo wcześniej, obserwując działanie króla, którego ostatecznie obalił jego ojciec, Henryk IV. Wiele rzeczy, które w filmie istotnie wpłynęły na motywację bohatera (Percy, Thomas) nie miało w ogóle miejsca lub też odbyło się zupełnie inaczej.



Po co Michôd tak drastycznie obszedł się z biografią Henryka V? Odpowiedź jest prosta: żeby stworzyć odpowiedni nośnik idei, o jakich chciał opowiedzieć. Australijczyk pokazuje proces narodzin władcy. I jak prawdziwy poród jest to proces długi i skomplikowany. Władca wychodzi na świat krzycząc i kopiąc, porzucając bezpieczne wnętrze łona doznaje traumatycznego szoku. Król hartowany jest przez swoich wrogów i zauszników, wypychany jest przez nich na świat w kolejnych bolesnych parciach. Traumę potęguje fakt, że wrogowie są bardziej wiarygodni od popleczników, a ich motywacja znacznie łatwiejsza do zrozumienia. Narodziny władcy to również efekt konfliktu pomiędzy wyobrażeniem, jakie o sobie ma król, a postępowaniem, jakie wymusza na nim świat zewnętrzny. Nastawiony pokojowo monarcha mimo wszystko może zostać zmuszony do prowadzenia wojny. To, jak sobie z tym konfliktem poradzi, ukształtuje go lub zniszczy jako władcę.

Owo studium władzy zostało przez Michôda podane w bardzo wystylizowanej formie. Australijczyk postawił na powolne tempo z pięknymi zdjęciami i interesującą muzyką. "Król" jest swoistą wizualną medytacją. Co z estetycznego punktu widzenia bardzo przypadło mi do gustu. Z drugiej strony sprawia, że nie ma w tym czystej energii wciągającej opowieści. Michôd poszedł drogą "Makbeta" Justina Kurzela, a nie "Braveheart" Mela Gibsona. "Król" działa na intelekt i zmysły, ale nie na serce. Dlatego też za dziesięć lat, jeśli do jakiegoś filmu będę wracał, to będzie to jednak dzieło Gibsona, a nie Michôda.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)