Tinta Bruta (2018)
No proszę, kto by pomyślał, że można cierpieć dlatego, że ma się przerośnięte ego. Zazwyczaj służy ono wzmocnieniu własnej wartości: jestem najważniejszy, najwspanialszy, wszyscy mnie zauważają. W przypadku Pedro jest jednak inaczej. Chłopak ma wrażenie, że wszyscy się na niego patrzą. Nie jest jednak z tego powodu zadowolony, co prowadzi do sytuacji, w których mogą mu pęknąć nerwy. Dlatego też unika przestrzeni publicznych. Aby zyskać kontrolę nad poczuciem braku kontroli nad tym, kto i kiedy się na niego patrzy, rozbiera się przed kamerką internetową. Nie dość, że obserwatorzy są daleko, to jeszcze mu płacą za patrzenie na to, co robi. Nie do końca jest też wtedy sobą. Jego znakiem rozpoznawczym jest bowiem świecąca barwa, którą maluje swoje ciało podczas występów.
"Hard Paint" próbuje opowiedzieć o wyobcowaniu, ale kiepsko to twórcom wychodzi. Głównie dlatego, że problem izolacji jednostki, nie uważają za wystarczająco filmowo interesujący. Dlatego też protagonista niewiele czasu ekranowego spędzi sam. Jeśli nie będzie to siostra, to będzie to młody tancerz, w którym się zakocha, babcia, która przyjechała w odwiedziny, a nawet gość spotkany w barze.
W efekcie więcej jest tu klasycznego melodramatu (tancerz ubiega się o stypendium, które - jeśli je dostanie - sprawi, że opuści kraj na dłuższy czas) niż dramatu psychologicznego. Jednak wątek miłosny też nie został mocniej rozwinięty. Relacja dwójki bohaterów jest dość płytka, ograna głównie aparycją Bruno Fernandesa.
A już najsłabiej wypada cały aspekt internetowego ekshibicjonizmu i voyeryzmu. Jeśli miało to być symbolem, to niestety dla mnie okazało się to zbyt nieczytelne, bym mógł w tym cokolwiek odnaleźć.
A to oznacza, że cały film wydał mi się raczej mało interesujący i niewarty uwagi.
Ocena: 4
"Hard Paint" próbuje opowiedzieć o wyobcowaniu, ale kiepsko to twórcom wychodzi. Głównie dlatego, że problem izolacji jednostki, nie uważają za wystarczająco filmowo interesujący. Dlatego też protagonista niewiele czasu ekranowego spędzi sam. Jeśli nie będzie to siostra, to będzie to młody tancerz, w którym się zakocha, babcia, która przyjechała w odwiedziny, a nawet gość spotkany w barze.
W efekcie więcej jest tu klasycznego melodramatu (tancerz ubiega się o stypendium, które - jeśli je dostanie - sprawi, że opuści kraj na dłuższy czas) niż dramatu psychologicznego. Jednak wątek miłosny też nie został mocniej rozwinięty. Relacja dwójki bohaterów jest dość płytka, ograna głównie aparycją Bruno Fernandesa.
A już najsłabiej wypada cały aspekt internetowego ekshibicjonizmu i voyeryzmu. Jeśli miało to być symbolem, to niestety dla mnie okazało się to zbyt nieczytelne, bym mógł w tym cokolwiek odnaleźć.
A to oznacza, że cały film wydał mi się raczej mało interesujący i niewarty uwagi.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz