Au poste! (2018)
Quentin Dupieux znów robi to, do czego zdążył mnie już przyzwyczaić. Zrywa zależności przyczynowo-skutkowe, bawi się czasem, przestrzenią, świadomością, dorzucając do tego jeszcze kilka dziwactw. Wszystko wygląda znajomo dla każdego, kto zna twórczość reżysera.
Zbyt znajomo. Filmy Dupieux działają przez zaskoczenie. Ponieważ jednak tym razem korzysta ze sprawdzonego zestawu chwytów, o zaskoczeniu nie ma tak naprawdę mowy. Ta swojskość zapewne nie przeszkadzałaby mi tak bardzo, gdyby narracja prowadzona była z większą werwą. Tymczasem dialogi na mój gust były zbyt flegmatyczne, przez co zamiast zaintrygowania częściej towarzyszyło mi znudzenie.
Dupieux nie zdołał też fajnie wygrać finałowy twist. A szkoda, ponieważ pomysł ten wymazywał z jednej strony wszystkie wcześniejsze wydarzenia, a z drugiej strony niczego nie zapominał, pozostawiając bohatera z konsekwencjami czynów, których (nie) dokonał. Ten swoisty paradoks powinien być kluczem do całego filmu. Ponieważ jednak narracji brakowało energii, finał spłynął po mnie jak woda po kaczce.
Ocena: 5
Zbyt znajomo. Filmy Dupieux działają przez zaskoczenie. Ponieważ jednak tym razem korzysta ze sprawdzonego zestawu chwytów, o zaskoczeniu nie ma tak naprawdę mowy. Ta swojskość zapewne nie przeszkadzałaby mi tak bardzo, gdyby narracja prowadzona była z większą werwą. Tymczasem dialogi na mój gust były zbyt flegmatyczne, przez co zamiast zaintrygowania częściej towarzyszyło mi znudzenie.
Dupieux nie zdołał też fajnie wygrać finałowy twist. A szkoda, ponieważ pomysł ten wymazywał z jednej strony wszystkie wcześniejsze wydarzenia, a z drugiej strony niczego nie zapominał, pozostawiając bohatera z konsekwencjami czynów, których (nie) dokonał. Ten swoisty paradoks powinien być kluczem do całego filmu. Ponieważ jednak narracji brakowało energii, finał spłynął po mnie jak woda po kaczce.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz