Bacurau (2019)
Kleber Mendonça Filho jest kolejnym reżyserem, którym wszyscy się zachwycają, a którego filmy na mnie nie robią większego wrażenia. I dotyczy to nawet tych z jego dzieł, które zdają się być zrobione pod mój gust, a w każdym razie mają pomysły, jaki mi się podobają.
Tak właśnie jest z "Bacurau". Tytuł to jednocześnie nazwa miasteczka leżącego gdzieś na uboczu. Jego mieszkańcami są bardzo różnorodne i barwne jednostki od cyngla, przez literata zmienionego w lokalnego bohatera ludowego, lekarkę-alkoholiczkę, burdelmamę i jej nikogo nie dyskryminujących pracowników, na fanie ogrodnictwa, nudyzmu i środków zmieniających świadomość kończąc. Miasteczko znajduje się w stanie oblężenia za sprawą de facto sprywatyzowanej wody, przez co dosłownie zostali odcięci od rzeki. Już wkrótce okaże się jednak, że to nic w porównaniu z problemami, które zwiastują zniknięcie miasteczka z internetowych map Brazylii i pojawienie się drona wyglądającego jak latający spodek.
Jest tu dużo ciekawych i nietuzinkowych pomysłów. Druga połowa to w zasadzie krwawa rozrywka w stylu, jaki lubię. A jednak "Bacurau" nie wciągnęło mnie. Ba, miejscami nawet mnie nudziło. Po części dlatego, że Filho, jak to ma w zwyczaju, z niczym się nie spieszy. Przez 2/3 filmu zajmuje się wszystkim, tylko nie głównym wątkiem. A kiedy w coś pobocznego się angażuje, to na całego, przez co rzecz ciągnie się i wlecze niczym dokument etnograficzny. I choć rozumiem dlaczego to robi, że chce wywołać większe wrażenie przez skontrastowanie ze sobą początkowej senności z późniejszą eksplozją brutalności, to ten chwyt był stosowany w ostatnich latach zbyt często (również przez samego Filho), bym poddał się tej manipulacji.
Ocena: 6
Tak właśnie jest z "Bacurau". Tytuł to jednocześnie nazwa miasteczka leżącego gdzieś na uboczu. Jego mieszkańcami są bardzo różnorodne i barwne jednostki od cyngla, przez literata zmienionego w lokalnego bohatera ludowego, lekarkę-alkoholiczkę, burdelmamę i jej nikogo nie dyskryminujących pracowników, na fanie ogrodnictwa, nudyzmu i środków zmieniających świadomość kończąc. Miasteczko znajduje się w stanie oblężenia za sprawą de facto sprywatyzowanej wody, przez co dosłownie zostali odcięci od rzeki. Już wkrótce okaże się jednak, że to nic w porównaniu z problemami, które zwiastują zniknięcie miasteczka z internetowych map Brazylii i pojawienie się drona wyglądającego jak latający spodek.
Jest tu dużo ciekawych i nietuzinkowych pomysłów. Druga połowa to w zasadzie krwawa rozrywka w stylu, jaki lubię. A jednak "Bacurau" nie wciągnęło mnie. Ba, miejscami nawet mnie nudziło. Po części dlatego, że Filho, jak to ma w zwyczaju, z niczym się nie spieszy. Przez 2/3 filmu zajmuje się wszystkim, tylko nie głównym wątkiem. A kiedy w coś pobocznego się angażuje, to na całego, przez co rzecz ciągnie się i wlecze niczym dokument etnograficzny. I choć rozumiem dlaczego to robi, że chce wywołać większe wrażenie przez skontrastowanie ze sobą początkowej senności z późniejszą eksplozją brutalności, to ten chwyt był stosowany w ostatnich latach zbyt często (również przez samego Filho), bym poddał się tej manipulacji.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz