Honey Boy (2019)

Oto smutna prawda życia: dzieci często wychowywane są przez osoby, które nie są gotowe przyjąć odpowiedzialność za innych ludzi. Dziecko może to podświadomie wyczuwać, ale nie jest tego w stanie zrozumieć. Dopiero po latach, za sprawą terapii (często wymuszonej, a nie wybranej), zaczyna tę prawdę odkrywać.



22-letni bohater filmu cierpi na PTSD, choć nigdy nie był na wojnie i w oczach świata jest raczej szczęściarzem, gościem, który w młodym wieku znany jest już pod każą szerokością geograficzną. Otis (alter ego scenarzysty Shii LaBeoufa, który zresztą gra tu własnego ojca) jest bowiem gwiazdą kina. Skąd więc u niego PTSD? Retrospekcje cofające narrację o 10 lat dają na to pytanie odpowiedź. To konsekwencja chaotycznej obecności ojca.

Rodzic Otisa jest alkoholikiem, synem i wnukiem alkoholików. Nie ma żadnych psychicznych narzędzi do radzenia sobie z własnymi emocjami. Nie potrafi też stanowić pozytywnej obecności w życiu syna. Na spotkaniach AA będzie co prawda twierdził, że kocha chłopaka, że stara się być dla niego najlepszym ojcem. Być może nawet w to wierzy, co nie zmienia faktu, iż jest to jedynie iluzja. Wobec syna jest nieprzewidywalny. Unika okazywania mu miłości (a przynajmniej publicznie), zdarza mu się być wobec niego agresywnym, a najwięcej troski okazuje mu zezwalając na zachowania, jakich nie powinien się 12-latek dopuszczać (jak palenie papierosów). Jednak syn to wszystko znosi, bo jakaś jego część pragnie bliskości z rodzicem, nawet jeśli ten daje mu tylko ból. Ba, chłopak mu nawet płaci. Zarabia bowiem dużo więcej pieniędzy od ojca i zdaje sobie sprawę, że gdyby nie przekazywał mu pieniędzy, mężczyzna, pomimo deklarowanej miłości do syna, pewnie dałby nogę.

Dziesięć lat później Otis wciąż żyje w cieniu ojca. Nie uwolnił się od jego destrukcyjnego wpływu ani od tęsknoty za bezinteresowną rodzicielską miłością. Zmuszony do odbycia odwyku, gdzie także poddawany jest terapii, zaczyna w końcu rozumieć, co mu zrobili rodzice, kiedy był dzieckiem. A jednak nawet wtedy ciężko mu jest odrzucić ból i cierpienie. Boi się, że w ten sposób straci ową namiastkę ojca, jaką zachował w duszy.

"Słodziak" jest ciekawym studium ludzkiej natury i konsekwencji, jakimi kończy się wychowanie przez nieodpowiedzialnych rodziców. Jednak wartość filmu w dużej mierze wynika ze świadomości, iż przedsięwzięcie to ma na poły terapeutyczne znaczenie. LaBeouf opowiada tu o sobie. Inspiracją dla niego była jego własna, wymuszona na nim, terapia. Co więcej, sam postanowił wcielić się w swojego ojca, jakby w ten sposób chciał go lepiej zrozumieć, odczarować, ale też i się do niego na nowo zbliżyć. Gdy pominiemy ten poziom meta, to okaże się, że "Słodziak" jest historią mocno schematyczną i nie aż tak przenikliwą, za jaką chce uchodzić. Scenariusz w dużej mierze opiera się na symbolice, która jednak jest zbyt toporna jak na film aspirujący do snucia opowieści o cierpieniu duszy w sposób delikatny. Jako aktor LaBeouf jest tu dużo lepszy niż jako scenarzysta i pozostaje cieszyć się, że nie on zajął się reżyserią, bo mogłaby wyjść z tego tania łopatologia. Obraz wyciąga z odmętów przeciętności również Lucas Hedges. Ale dla niego to  mimo wszystko jest krok w dół. W "Powrocie Bena" podobną postać odegrał bowiem lepiej.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)