I'm Not Here (2017)
Steve właśnie obchodzi 60 urodziny. Nie jest to jednak dla niego dzień radosny. Zamknięty w domu, kaszlący krwią, wychudzony, zaniedbany spędza czas na robieniu niczego i wspominaniu przeszłości: swojego dzieciństwa i własnego małżeństwa...
Ale czy aby na pewno? Inspiracją dla tego filmu jest fizyka kwantowa, a w szczególności koncepcja superpozycji znana chociażby z przypowieści o kocie Schrödingera (która będzie w "Mnie tu nie ma" przywoływana kilkakrotnie). Jak wiadomo kot zamknięty w pudełku z trutką jest jednocześnie martwy i żywy, dopóki nie otworzy się pudełka, kiedy to będzie albo martwy, albo żywy. I na tej koncepcji zbudowana jest cała narracja "Mnie tu nie ma". Widzimy dwie historie, które są w zasadzie tą samą, tyle że istniejącą w dwóch stanach. Jedna z nich to historia rodziców głównego bohatera, w której on sam jest dzieckiem. Ojciec jest alkoholikiem, co doprowadzi do rozpadu małżeństwa. Druga historia to historia małżeństwa głównego bohatera, kiedy ten był w wieku swojego ojca. Jak jego rodzic jest alkoholikiem, co ma negatywny wpływ na rodzinę. Ma też syna, który jest niewiele młodszy od niego samego ze wspomnień o swoim ojcu i matce.
Te dwie historie nakładają się na siebie, często toczą się identycznymi torami. Jednak w kilku kluczowych miejscach mocno się od siebie różnią. Czy obie te historie miały miejsce i jest to po prostu przykład tego, że scenariusze rodzinne powtarzają się w kolejnych pokoleniach? A może nic z tego nie jest prawdą lub też tylko jedna z tych historii jest prawdziwa? Na to pytanie każdy widz musi sam udzielić odpowiedzi. Innymi słowy musi otworzyć pudełko i sprawdzić, w jakim stanie jest kot Schrödingera. Jedną odpowiedź daje finał filmu, nieco inną scena po napisach.
Koncepcja filmu jest intrygująca na poziomie intelektualnym. Jednak sama realizacja nie jest już tak atrakcyjna. Michelle Schumacher nie potrafiła przetłumaczyć fizyki na język filmowy. Musiałą więc natrętnie przypominać o Schrödingerze, bo nakładanie się planów czasowych, tworzenie lustrzanych odbić tych samych scen nie wystarczało, by stworzyć fabularną superpozycję. Brakuje w tym również emocji, klimatu, może nawet pewnej mistyki. Fizyka kwantowa jest w końcu czymś tak trudnym do uchwycenia, że dla laika niewiele różni się od magii czy religii. "Mnie tu nie ma" nie ma jednak duszy. To kin puste i mechaniczne.
Ocena: 4
Ale czy aby na pewno? Inspiracją dla tego filmu jest fizyka kwantowa, a w szczególności koncepcja superpozycji znana chociażby z przypowieści o kocie Schrödingera (która będzie w "Mnie tu nie ma" przywoływana kilkakrotnie). Jak wiadomo kot zamknięty w pudełku z trutką jest jednocześnie martwy i żywy, dopóki nie otworzy się pudełka, kiedy to będzie albo martwy, albo żywy. I na tej koncepcji zbudowana jest cała narracja "Mnie tu nie ma". Widzimy dwie historie, które są w zasadzie tą samą, tyle że istniejącą w dwóch stanach. Jedna z nich to historia rodziców głównego bohatera, w której on sam jest dzieckiem. Ojciec jest alkoholikiem, co doprowadzi do rozpadu małżeństwa. Druga historia to historia małżeństwa głównego bohatera, kiedy ten był w wieku swojego ojca. Jak jego rodzic jest alkoholikiem, co ma negatywny wpływ na rodzinę. Ma też syna, który jest niewiele młodszy od niego samego ze wspomnień o swoim ojcu i matce.
Te dwie historie nakładają się na siebie, często toczą się identycznymi torami. Jednak w kilku kluczowych miejscach mocno się od siebie różnią. Czy obie te historie miały miejsce i jest to po prostu przykład tego, że scenariusze rodzinne powtarzają się w kolejnych pokoleniach? A może nic z tego nie jest prawdą lub też tylko jedna z tych historii jest prawdziwa? Na to pytanie każdy widz musi sam udzielić odpowiedzi. Innymi słowy musi otworzyć pudełko i sprawdzić, w jakim stanie jest kot Schrödingera. Jedną odpowiedź daje finał filmu, nieco inną scena po napisach.
Koncepcja filmu jest intrygująca na poziomie intelektualnym. Jednak sama realizacja nie jest już tak atrakcyjna. Michelle Schumacher nie potrafiła przetłumaczyć fizyki na język filmowy. Musiałą więc natrętnie przypominać o Schrödingerze, bo nakładanie się planów czasowych, tworzenie lustrzanych odbić tych samych scen nie wystarczało, by stworzyć fabularną superpozycję. Brakuje w tym również emocji, klimatu, może nawet pewnej mistyki. Fizyka kwantowa jest w końcu czymś tak trudnym do uchwycenia, że dla laika niewiele różni się od magii czy religii. "Mnie tu nie ma" nie ma jednak duszy. To kin puste i mechaniczne.
Ocena: 4
Komentarze
Prześlij komentarz