Motherless Brooklyn (2019)

Jeśli Edward Norton pragnął tym filmem pokazać, jak bardzo kocha powieść Jonathana Lethema, to odniósł sukces. Każda minuta tego trwającego dwie i pół godziny fresku jest hołdem złożonym literackiemu oryginałowi. Norton cyzeluje obrazy, pucuje kolejne sceny, wkłada we wszystko całe swoje serce. A jednak oglądając "Osierocony Brooklyn" nie mogłem opędzić się od myśli, że literatura nie takich dowodów miłości potrzebuje.



Norton nie potrafił przekazać, za co pokochał powieść Lethema. Jest ta uległy wobec tekstu, że nie uczynił go swoim. W efekcie film pozbawiony jest własnego głosu. Reżyser nie wie, na czym się skupić, więc jego opowieść jest rozwlekła, aby pomieścić jak najwięcej. Bohaterowie, którzy powinni być fascynujący, barwni, pełnokrwiści, tu są statystami we własnej historii. Jedyne, co wywołuje zaciekawienie, to sama tajemnica. Ale jest to w zasadzie reakcja bezwarunkowa. Większość widzów postawionych w obliczu zagadki ogląda film, by znaleźć na nią odpowiedź.

Norton próbuje nadać całości klimat za sprawą jazzowej muzyki. Dba też o wizualną oprawę poświęcając sporo miejsca na odpowiednie zdjęcia Nowego Jorku. Nie potrafi jednak uczynić z tych aspektów integralnych części swojego dzieła. Widać, że są to dla niego narzędzia, przy pomocy których chce zmanipulować widzów i wywołać określoną reakcję.

"Osierocony Brooklyn" pokonał swojego twórcę. Dla Nortona próba ekranizacji tekstu Lethema okazała się zadaniem ponad jego siły. Nie poległ, jego film to całkiem solidna robota. Jest to jednak rzecz niezgrabna i miejscami nużąca. Nie było to więc dla mnie doświadczenie zbyt satysfakcjonujące.

Ocena: 6

Komentarze

Chętnie czytane

Hvítur, hvítur dagur (2019)

One Last Thing (2018)

Paradise (2013)

Tracks (2013)

Funkytown (2011)