Synchronic (2019)
Dopalacze jako środki umożliwiające podróże w czasie? Dzięki wyobraźni Justina Bensona i Aarona Moorheada jest to możliwe. Co nie powinno mnie w sumie dziwić. Już w "Endless" panowie pokazali, że na brak pomysłów nie narzekają. Zresztą widać tu powinowactwo treści. Oba filmy dokonują niewielki zmian w naszej rzeczywistości inspirując się paradoksami fizyki kwantowej, by uczynić rzeczywistość czymś niepomiernie ciekawszym. W "Endless" mieliśmy swoiste czasoprzestrzenne terraria, w których ludzie tkwili w czasowych pętlach. W "Synchronic" dopalacz sprawia, że możliwe są podróże w czasie (o ile spełnione zostaną dodatkowe warunki).
Reszta "Synchronic" też mocno przypomina "Endless". Znów mamy dwójkę męskich bohaterów, choć tym razem są jedynie przyjaciółmi, a nie braćmi. Znów jądrem fabuły jest próba wyswobodzenia się z czasoprzestrzennej pułapki, choć tym razem jest to raczej misja ratunkowa, a nie próba ucieczki.
To, co "Synchronic" różni od "Endless", to sposób opowiedzenia historii. W nowym filmie Bensona i Moorheada najciekawsza jest sama konstrukcja świata oraz odkrywanie przez jednego z bohaterów praw, jakimi rządzą się podróże w czasie. Kiedy uwaga reżyserów skupia się na tych elementach, rzecz jest w porządku. Niestety relacja łącząca dwójkę bohaterów nie jest już tak udana, jak braterska więź w "Endless". Co jest trochę zaskakujące biorąc pod uwagę, że tym razem w głównych rolach znaleźli się uznani aktorzy mający już na swoim koncie dobre kreacje. Niestety tutaj nie udało im się wytworzyć relacji, która uczyniłaby ich interakcje ciekawymi i wiarygodnymi. Gdy więc pojawiają się kluczowe dialogi i czas podejmowania najważniejszych decyzji, protagoniści zachowują się w sposób nieprzekonujący i naciągany, a dokonanym przez nich wyborom brakuje emocjonalnej wagi. To zaś powoduje, że cały film traci sporo na swoim wydźwięku. Sam pomysł na świat nie wystarcza.
Ocena: 5
Reszta "Synchronic" też mocno przypomina "Endless". Znów mamy dwójkę męskich bohaterów, choć tym razem są jedynie przyjaciółmi, a nie braćmi. Znów jądrem fabuły jest próba wyswobodzenia się z czasoprzestrzennej pułapki, choć tym razem jest to raczej misja ratunkowa, a nie próba ucieczki.
To, co "Synchronic" różni od "Endless", to sposób opowiedzenia historii. W nowym filmie Bensona i Moorheada najciekawsza jest sama konstrukcja świata oraz odkrywanie przez jednego z bohaterów praw, jakimi rządzą się podróże w czasie. Kiedy uwaga reżyserów skupia się na tych elementach, rzecz jest w porządku. Niestety relacja łącząca dwójkę bohaterów nie jest już tak udana, jak braterska więź w "Endless". Co jest trochę zaskakujące biorąc pod uwagę, że tym razem w głównych rolach znaleźli się uznani aktorzy mający już na swoim koncie dobre kreacje. Niestety tutaj nie udało im się wytworzyć relacji, która uczyniłaby ich interakcje ciekawymi i wiarygodnymi. Gdy więc pojawiają się kluczowe dialogi i czas podejmowania najważniejszych decyzji, protagoniści zachowują się w sposób nieprzekonujący i naciągany, a dokonanym przez nich wyborom brakuje emocjonalnej wagi. To zaś powoduje, że cały film traci sporo na swoim wydźwięku. Sam pomysł na świat nie wystarcza.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz