Bombshell (2019)

"Gorący temat" należy do tego rodzaju kina, które działa na mnie jak czerwona płachta na byka. Nie znoszę filmów, których twórcom wydaje się, że wystarczy wziąć na tapetę ważny temat i nie muszą nic więcej robić, bo i tak będą bezpieczni przed krytyką. W końcu, jeśli komuś nie spodoba się film, to zawsze można oskarżyć ich o to, że są wrogami podjętego tematu, że go bagatelizują itp., itd.



Jay Roach i Charles Randolph wykazali się jednak nieprawdopodobnym tupetem graniczącym z bezczelnością, który polski dystrybutor całkiem dobrze uchwycił w tytule. Ten film to tylko i wyłącznie gorący temat, czyli modne obecnie wykorzystywanie seksualne kobiet przez starych, obleśnych, ale posiadających olbrzymią władzę mężczyzn. I poza nim nie ma nic do zaoferowania.

Na Boga! Przecież twórcy nie potrafili zdecydować się nawet na to, jaką formę i charakter ma mieć ich film. Daty, podpisy, sceny z wykraczaniem poza ograniczenia czwartej ściany sugerują, że "Gorący temat" ma być czymś na kształt fabularnego reportażu, kroniki wypadków prezentujących kluczowe wydarzenia poprzedzające upadek medialnego tytana. Tyle tylko, że Roach stosuje to formalne rozwiązanie w sposób kompletnie nieprzewidywalny. Sporo jest tego na początku, gdzie funkcjonują jako ekspresowa ekspozycja, a potem pojawią się wyrywkowo.

Reszta scen niestety nie ma jakiegokolwiek charakteru. To zbiór sekwencji, których bohaterkami są różne kobiety. Poszczególne scenki często nie są ze sobą w jakikolwiek sposób powiązany. Łączy je tylko fakt, że wszystkie są anegdotami na temat pracy kobiet w Fox News. Jakby tego było mało, całość została osadzona w kontekście wyborów republikańskiego kandydata na prezydenta, czyli Trumpa. Ale jego obecność poza dodawaniem kolorytu niczemu tak naprawdę nie służy.

Chaos, brak pomysłu, niepowiązane ze sobą strzępy to również plaga fabuły. Choć w zasadzie powinienem powiedzieć "fabuły", bo trudno to, co napisał Randolph braci na poważnie. Film ma kilka istotnych bohaterek, ale istnieją one wyłącznie jako figury retoryczne w wykładzie na temat procesów umożliwiających systemowe wykorzystywanie seksualne kobiet. Dodam, wykładu pobieżnego, nudnego, złożonego z banałów, które powtarzane przez media zatraciły wszelką wagę w dyskusji. Żadna z kobiecych bohaterek nie jest pełnoprawną postacią opowieści. A niektóre z nich zostały uwzględnione chyba wyłącznie dlatego, że zgodziły się je zagrać hollywoodzkie gwiazdy.

Dotyczy to przede wszystkim Gretchen Carlson. Jest to świetna postać i bardzo chciałbym zobaczyć jej historię. To nie była kobieta działająca pod wpływem emocji, lecz była prawdziwym długodystansowcem: zaplanowała i po mistrzowsku przeprowadziła proces upadku Ailesa. W "Gorącym temacie" jest jednak zupełnie niepotrzebna. Równie dobrze inne osoby mogły po prostu o niej rozmawiać i komentować jej sprawę patrząc na jej zdjęcia publikowane w wiadomościach telewizyjnych i na pierwszych stronach gazet.

Liczba bohaterek miała zapewne służyć temu, by pokazać całą sprawę z różnych punktów widzenia, naświetlić różne aspekty sytuacji. Ale reżyserowi nie udało się tego pomysłu wcielić w życie. "Gorący temat" dużo mówi na temat mechanizmów działania Ailesa i Fox News, ale nie wychodzi poza głodne kawałki rzucane w mediach, by wzbudzić tanią sensację. Nie zobaczyłem w filmie przekonującego obrazu systemowego wykorzystywania kobiet, nie spodobało mi się to, jak gładko przechodzili twórcy nad trudniejszymi aspektami sytuacji, jak na przykład kolaboracja niektórych kobiet. Jeśli zaś chodzi o to, w jaki sposób Ailes traktował swoje podwładne, to większość scenek rodzajowych była najzwyczajniej w świecie bezpłciowa. Jedyny moment, który zrobił na mnie wrażenie, to prezentacja sześciu skarżących go kobiet: ich zdjęcia, imiona i krótkie świadectwo tego, co przeżyły. Ten prosty zabieg na mnie zadziałał dużo mocniej od wszystkich scen z Margot Robbie.

Miejscami zelocka nadgorliwość twórców w próbie tworzenia prostych obrazów skomplikowanych spraw prowadziła do tego, że ofiary zaczynały wyglądać trochę tak, jakby same były sobie winne. Reżyser (mężczyzna) zupełnie nie poradził sobie z takimi rzeczami jak choćby ambicje kobiet. Ambicja, bezwzględność, pragmatyzm są cechami, które w tym filmie nie są kompatybilne z kobiecością, czyniąc je podatnymi na wykorzystanie. Te ich cechy mogą więc zostać zrehabilitowane wyłącznie, jeśli stały się ofiarami i cierpieniem spłaciły dług zaciągnięty za sprawą męskich atrybutów osobowościowych, jakie chciały sobie przypisać. I dlatego tak ważna była postać Carlson, która pokonała potężnych mężczyzn udowadniając, że nie ma nic złego w byciu ambitną, pewną siebie kobietą, że kobieta jest naprawdę równa mężczyźnie, że może go pokonać w grze, której zasady zostały napisane przez mężczyzn z myślą o mężczyznach. Ale Carlson w tym filmie jest jedynie narracyjnym gadżetem.

Jest tylko jedna dobra rzecz, którą mogę powiedzieć o "Gorącym temacie" - film został profesjonalnie przygotowany i dobrze zagrany. Ale nawet to w gruncie rzeczy nie jest pozytywem, bo oznacza jedynie tyle, że twórczy potencjał został zmarnowany przez leni, którzy myśleli, że wystarczy w dzisiejszych czasach powiedzieć coś o molestowaniu seksualnym i można sobie darować spójność narracyjną, bo ich docelowa publiczność będzie piała z zachwytów nad bezkompromisowym rozprawianiem się z republikańskim szowinizmem.

Ocena: 2

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)