Boy Erased (2018)
"Wymazać siebie" to jeden z bardziej radykalnie antyreligijnych filmów, jakie widziałem w ostatnim czasie. Nie przez oskarżanie wiary chrześcijańskiej o to, jak traktuje gejów. W tym temacie obraz niewiele ma do dodania do tego, co już zostało powiedziane. Chodzi mi raczej o to, jak pokazuje wpływ wiary na relacje rodzinne.
Religia, dla której rodzina jest jednym z fundamentów, tu jest zaprezentowana właśnie jako siła destrukcyjna. Nie ma żadnej wątpliwości, że bohater filmu jest kochany przez ojca i matkę. Sam również darzy ich miłością. Kiedy więc pojawia się kwestia jego homoseksualizmu, pojawia się też możliwość ostracyzmu. Nie ma w tym jednak tak częstej (i pokazanej w "Wymazać siebie" na przykładzie innego chłopaka) nienawiści i odrzucenia. Rodzice Jareda nie przestali go kochać, po prostu wiara jest dla nich ważniejsza.
Film Edgertona jest najciekawszy właśnie wtedy, kiedy bezpośrednio dotyka paradoksu chrześcijańskiej religii. Opiera się ona na trzech filarach określonych przez Pawła: wierze, nadziei i miłości. I jak podkreślał Paweł, to właśnie miłość jest najważniejsza. A jednak miłość matki do syna, miłość ojca do syna, miłość syna do członków rodziny są tu sukcesywnie niszczone przez wspieraną przez chrześcijańskie kościoły terapię konwersyjną. Symbolem tego jest oczywiście scena, w której prowadzący terapię chce wymusić na bohaterze wyznanie, że nienawidzi on swojego ojca. Jednak w filmie jest sporo podobnych w wymowie momentów, choć nie tak ostentacyjnych.
To te aspekty sprawiły, że "Wymazać siebie" spodobało mi się bardziej od poruszającego ten sam temat filmu "Złe wychowanie Cameron Post". Edgerton jest też dużo sprawniejszym reżyserem niż Desiree Akhavan. Choć tutaj zaprezentował się jedynie jako solidny wyrobnik. "Wymazać siebie" jest dziełem słabszym od "Daru", jego poprzedniego filmu.
"Wymazać siebie" może pochwalić się niezłą grą aktorską. Co nie powinno dziwić zważywszy na to, kogo Edgerton przyciągnął do tej produkcji. Jednak Lucas Hedges wypadł tu trochę słabiej niż w "Powrocie Bena". Tam do perfekcji doprowadził grę znajdujących się na życiowym zakręcie nastolatków.
Ocena: 7
Religia, dla której rodzina jest jednym z fundamentów, tu jest zaprezentowana właśnie jako siła destrukcyjna. Nie ma żadnej wątpliwości, że bohater filmu jest kochany przez ojca i matkę. Sam również darzy ich miłością. Kiedy więc pojawia się kwestia jego homoseksualizmu, pojawia się też możliwość ostracyzmu. Nie ma w tym jednak tak częstej (i pokazanej w "Wymazać siebie" na przykładzie innego chłopaka) nienawiści i odrzucenia. Rodzice Jareda nie przestali go kochać, po prostu wiara jest dla nich ważniejsza.
Film Edgertona jest najciekawszy właśnie wtedy, kiedy bezpośrednio dotyka paradoksu chrześcijańskiej religii. Opiera się ona na trzech filarach określonych przez Pawła: wierze, nadziei i miłości. I jak podkreślał Paweł, to właśnie miłość jest najważniejsza. A jednak miłość matki do syna, miłość ojca do syna, miłość syna do członków rodziny są tu sukcesywnie niszczone przez wspieraną przez chrześcijańskie kościoły terapię konwersyjną. Symbolem tego jest oczywiście scena, w której prowadzący terapię chce wymusić na bohaterze wyznanie, że nienawidzi on swojego ojca. Jednak w filmie jest sporo podobnych w wymowie momentów, choć nie tak ostentacyjnych.
To te aspekty sprawiły, że "Wymazać siebie" spodobało mi się bardziej od poruszającego ten sam temat filmu "Złe wychowanie Cameron Post". Edgerton jest też dużo sprawniejszym reżyserem niż Desiree Akhavan. Choć tutaj zaprezentował się jedynie jako solidny wyrobnik. "Wymazać siebie" jest dziełem słabszym od "Daru", jego poprzedniego filmu.
"Wymazać siebie" może pochwalić się niezłą grą aktorską. Co nie powinno dziwić zważywszy na to, kogo Edgerton przyciągnął do tej produkcji. Jednak Lucas Hedges wypadł tu trochę słabiej niż w "Powrocie Bena". Tam do perfekcji doprowadził grę znajdujących się na życiowym zakręcie nastolatków.
Ocena: 7
Zgadzam się co do joty. bj
OdpowiedzUsuń