Die Stropers (2018)
Tragedią ludzkiego życia jest to, że nasiona naszych porażek nosimy w sobie. Ba, wbrew sobie, nieświadomie, pielęgnujemy je, uprawiamy, aż w końcu wykiełkują i wydadzą straszliwe plony. To smutna konstatacja, która pojawiła się w mojej głowie po obejrzeniu "Żniw".
Patrząc na smutne losy bohaterów filmu jestem w stanie łatwo wyobrazić sobie inny, o wiele bardziej radosny koniec. Pojawienie się Pietera w rodzinie Janna mogło być wielkim błogosławieństwem dla wszystkich. Janno jest wierny tradycjom konserwatywnej wspólnoty religijnej, w której przyszło mu żyć. Jest wdzięczny ponad wszystko osobom, które dały mu dom i sens życia. Ale skrywa tajemnicę, która separuje go od reszty wspólnoty, która może w przyszłości mocno utrudnić mu życie w niej. Wyczuwa to jego dziadek, który odrzuca go z tego powodu.
Wyczuwa to też i jego matka, od której modlitwy za niego film się zaczyna i zaraz potem, niczym w odpowiedzi na jej błagania, pojawia się Pieter. Chłopak mógł stać się tarczą, pancerzem dającym Janno bezpieczeństwo. Mógł też sprawić, że Janno wreszcie odetchnie z ulgą. Jednak Pieter to chłopak życiowo pokiereszowany. Na jawie gra postać szorstką, trzymającą ludzi na dystans lub wręcz jawnie prowokujących ich do agresji. Jak sam powie w jednej ze scen, nie przetrwałby na ulicy zbyt długo, gdyby otworzył swoje serce na miłość. Twierdzi, że jest pusty w środku. Ale Pieter nie jest tak twardy, za jakiego sam chce uchodzić. Nocami prześladują go koszmary. Dla niego Janno też mógł być więc tarczą, miękkim kokonem akceptacji i miłości, dającą odwagę, aby zmierzyć się z wyzwaniami okrutnego świata.
Tak się jednak nie stało. Janno na widok Pietera poczuł się, jakby ktoś walną go łomem w głowę. Uznał go za znak tego, że matka wyczuwa w nim słabość. Poczuł się zazdrosny o jej miłość, irracjonalnie, wbrew instynktowi samozachowawczemu. Próbował stłamsić to uczucie, ale nie był w stanie, ponieważ zalążki tego myślenia tkwiły w nim od zawsze. Kompleksy, które w nim się zagnieździły jako świadomość, że był dzieckiem porzuconym, zaczęły rosnąć i wydawać okrutne żniwo, niszcząc jego szansę na szczęście.
Pieter też nie przysłużył się pozytywnie całej sytuacji. Zabrakło mu odwagi, by się otworzyć przez Jannem. Zamiast tego w krytycznych sytuacjach jeszcze go podjudzał, korzystając ze strategii, która na ulicy dawała mu przetrwanie: trzymaj ludzi na dystans, atakuj pierwszy, zanim inni będą mieli szansę go zranić. W ten sposób jednak tylko dolał benzyny do płomienia zazdrości, jaki tlił się w Jannie.
"Żniwa" pokazują też wielką tragedię ich matki. Kobieta jest bezpłodna, ale bardzo pragnie dużej rodziny. Wszystkie dzieci, które są w domu, zostały przygarnięte. Kobieta bardzo stara się być kochającą matką, ale jej miłość nie jest bezwarunkowym, naturalnym gestem rodzicielki, lecz wynika z nakazów jej religii i głębokiej wiary, że obdarzając innych miłością wykonuje Wolę Bożą. Można by się zastanawiać, co to za różnica, jakie jest źródło miłości, jeśli tylko owa miłość się pojawia. A jednak "Żniwa" pokazują, że ma to wielkie znaczenie. Janno i Pieter wyczuwają jej pustkę, jej wysiłki. Dla tego pierwszego stanie się to nie do zniesienia, kiedy pojawi się Pieter. Dla tego drugiego będzie to nic więcej, jak tylko ironia losu, która raz jeszcze uczyniła z niego prostytutkę (choć tym razem jedynie emocjonalną).
Religia w swej najbardziej surowej wersji pokazana została przez reżysera "Żniw" jako mechanizm obronny, który ma chronić ludzi przed świadomością swoich własnych słabości. Rytuały, zasady zachowania, pozwalają im żyć "normalnie", dając gotowe mechanizmy działania tam, gdzie prawdziwie "normalni" ludzie funkcjonowaliby bez wahania, bez zastanowienia. Religia nie jest jednak rzeczywistym lekiem ani ratunkiem. Daje jedynie iluzję, którą z całą mocą, 24 godziny na dobę, trzeba siłą woli podtrzymywać.
Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego filmu. To skromna opowieść rozgrywająca się w niezwykle konserwatywnej wspólnocie, która jednak pulsuje od emocji, która rozbudza chęć rozmyślania i debatowania o naturze świata. Jakże żałuję, że ominął mnie ten film, kiedy był w naszych kinach. Jakże cieszę się, że jednak po niego mimo wszystko sięgnąłem.
"Żniwa" nie są pozbawione wad. Czasami reżyser pozwala sobie na zbyt dużo artystycznej egzaltacji, a w niektórych scenach robi się za mocno łopatologiczny. Jednak są to drobnostki w porównaniu do tego, jak wiele emocjonalnie i intelektualnie dał mi ten film.
Ocena: 8
Patrząc na smutne losy bohaterów filmu jestem w stanie łatwo wyobrazić sobie inny, o wiele bardziej radosny koniec. Pojawienie się Pietera w rodzinie Janna mogło być wielkim błogosławieństwem dla wszystkich. Janno jest wierny tradycjom konserwatywnej wspólnoty religijnej, w której przyszło mu żyć. Jest wdzięczny ponad wszystko osobom, które dały mu dom i sens życia. Ale skrywa tajemnicę, która separuje go od reszty wspólnoty, która może w przyszłości mocno utrudnić mu życie w niej. Wyczuwa to jego dziadek, który odrzuca go z tego powodu.
Wyczuwa to też i jego matka, od której modlitwy za niego film się zaczyna i zaraz potem, niczym w odpowiedzi na jej błagania, pojawia się Pieter. Chłopak mógł stać się tarczą, pancerzem dającym Janno bezpieczeństwo. Mógł też sprawić, że Janno wreszcie odetchnie z ulgą. Jednak Pieter to chłopak życiowo pokiereszowany. Na jawie gra postać szorstką, trzymającą ludzi na dystans lub wręcz jawnie prowokujących ich do agresji. Jak sam powie w jednej ze scen, nie przetrwałby na ulicy zbyt długo, gdyby otworzył swoje serce na miłość. Twierdzi, że jest pusty w środku. Ale Pieter nie jest tak twardy, za jakiego sam chce uchodzić. Nocami prześladują go koszmary. Dla niego Janno też mógł być więc tarczą, miękkim kokonem akceptacji i miłości, dającą odwagę, aby zmierzyć się z wyzwaniami okrutnego świata.
Tak się jednak nie stało. Janno na widok Pietera poczuł się, jakby ktoś walną go łomem w głowę. Uznał go za znak tego, że matka wyczuwa w nim słabość. Poczuł się zazdrosny o jej miłość, irracjonalnie, wbrew instynktowi samozachowawczemu. Próbował stłamsić to uczucie, ale nie był w stanie, ponieważ zalążki tego myślenia tkwiły w nim od zawsze. Kompleksy, które w nim się zagnieździły jako świadomość, że był dzieckiem porzuconym, zaczęły rosnąć i wydawać okrutne żniwo, niszcząc jego szansę na szczęście.
Pieter też nie przysłużył się pozytywnie całej sytuacji. Zabrakło mu odwagi, by się otworzyć przez Jannem. Zamiast tego w krytycznych sytuacjach jeszcze go podjudzał, korzystając ze strategii, która na ulicy dawała mu przetrwanie: trzymaj ludzi na dystans, atakuj pierwszy, zanim inni będą mieli szansę go zranić. W ten sposób jednak tylko dolał benzyny do płomienia zazdrości, jaki tlił się w Jannie.
"Żniwa" pokazują też wielką tragedię ich matki. Kobieta jest bezpłodna, ale bardzo pragnie dużej rodziny. Wszystkie dzieci, które są w domu, zostały przygarnięte. Kobieta bardzo stara się być kochającą matką, ale jej miłość nie jest bezwarunkowym, naturalnym gestem rodzicielki, lecz wynika z nakazów jej religii i głębokiej wiary, że obdarzając innych miłością wykonuje Wolę Bożą. Można by się zastanawiać, co to za różnica, jakie jest źródło miłości, jeśli tylko owa miłość się pojawia. A jednak "Żniwa" pokazują, że ma to wielkie znaczenie. Janno i Pieter wyczuwają jej pustkę, jej wysiłki. Dla tego pierwszego stanie się to nie do zniesienia, kiedy pojawi się Pieter. Dla tego drugiego będzie to nic więcej, jak tylko ironia losu, która raz jeszcze uczyniła z niego prostytutkę (choć tym razem jedynie emocjonalną).
Religia w swej najbardziej surowej wersji pokazana została przez reżysera "Żniw" jako mechanizm obronny, który ma chronić ludzi przed świadomością swoich własnych słabości. Rytuały, zasady zachowania, pozwalają im żyć "normalnie", dając gotowe mechanizmy działania tam, gdzie prawdziwie "normalni" ludzie funkcjonowaliby bez wahania, bez zastanowienia. Religia nie jest jednak rzeczywistym lekiem ani ratunkiem. Daje jedynie iluzję, którą z całą mocą, 24 godziny na dobę, trzeba siłą woli podtrzymywać.
Jestem pod olbrzymim wrażeniem tego filmu. To skromna opowieść rozgrywająca się w niezwykle konserwatywnej wspólnocie, która jednak pulsuje od emocji, która rozbudza chęć rozmyślania i debatowania o naturze świata. Jakże żałuję, że ominął mnie ten film, kiedy był w naszych kinach. Jakże cieszę się, że jednak po niego mimo wszystko sięgnąłem.
"Żniwa" nie są pozbawione wad. Czasami reżyser pozwala sobie na zbyt dużo artystycznej egzaltacji, a w niektórych scenach robi się za mocno łopatologiczny. Jednak są to drobnostki w porównaniu do tego, jak wiele emocjonalnie i intelektualnie dał mi ten film.
Ocena: 8
Komentarze
Prześlij komentarz