Jojo Rabbit (2019)
Sporo sobie obiecywałem po nowym filmie Taiki Waititiego. Na moje nieszczęście "Jojo Rabbit" ma więcej wspólnego z "Co robimy w ukryciu" niż z "Dzikimi łowami". Ja zaś należę do tej grupy, która to właśnie ten drugi film ceni wyżej. Wolę Waititiego w wykonaniu żywym, pełnym pasji, łączącym abstrakcję z prostotą. A tymczasem "Jojo Rabbit" jak "Co robimy w ukryciu" jest wytrawne, wyrafinowane, a szalone pomysły są przefiltrowane przez grubą warstwę humoru intelektualnego.
Oczywiście oznacza to, że "Jojo Rabbit" jest interesującym obrazem absurdów fanatyzmu. Waititi pokazuje totalitaryzm jako formę zbiorowej histerii, której mechanizm jest identyczny z tym, jaki można zauważyć wśród fanów muzycznych idoli. Reżyser bezlitośnie obnaża głupotę ksenofobii i zaślepienie na racjonalne argumenty nawet w obliczu nagich i niepodlegających dyskusji faktom. Waititi świetnie korzysta z analogii i obrazowych metafor tworząc atrakcyjne z rozrywkowego punktu widzenia przypowieści, które zarazem stanowią przenikliwą analizę współczesnego świata.
Jednak jako film o dzieciach i ich postrzeganie świata, który nawet dorosłym trudno jest ogarnąć rozumem, "Jojo Rabbit" okazuje się po prostu słaby. Gdy przypomnę sobie "Krainę traw", "Gdzie mieszkają dzikie stwory" lub też "Bestie z południowych krain", to nie widzę zbyt wiele atutów po stronie "Jojo Rabbita". Poza humorem i kilkoma sprytnymi zbitkami obrazowo-znaczeniowymi nowozelandzki reżyser niewiele ma do zaoferowania. Postać tytułowego bohatera, choć nieźle zagrana, nie jest szczególnie interesująca. Jego relacje z matką, z ukrywaną Żydówką są zaprezentowany w sposób spłycony i bez tej iskry, jaką miała w sobie opowieść o niewiele starszym od Jojo Rickym z "Dzikich łowów".
"Jojo Rabbit" to tylko sympatyczne, czasami zabawne, czasami refleksyjne kino rozrywkowego.
Ocena: 6
Oczywiście oznacza to, że "Jojo Rabbit" jest interesującym obrazem absurdów fanatyzmu. Waititi pokazuje totalitaryzm jako formę zbiorowej histerii, której mechanizm jest identyczny z tym, jaki można zauważyć wśród fanów muzycznych idoli. Reżyser bezlitośnie obnaża głupotę ksenofobii i zaślepienie na racjonalne argumenty nawet w obliczu nagich i niepodlegających dyskusji faktom. Waititi świetnie korzysta z analogii i obrazowych metafor tworząc atrakcyjne z rozrywkowego punktu widzenia przypowieści, które zarazem stanowią przenikliwą analizę współczesnego świata.
Jednak jako film o dzieciach i ich postrzeganie świata, który nawet dorosłym trudno jest ogarnąć rozumem, "Jojo Rabbit" okazuje się po prostu słaby. Gdy przypomnę sobie "Krainę traw", "Gdzie mieszkają dzikie stwory" lub też "Bestie z południowych krain", to nie widzę zbyt wiele atutów po stronie "Jojo Rabbita". Poza humorem i kilkoma sprytnymi zbitkami obrazowo-znaczeniowymi nowozelandzki reżyser niewiele ma do zaoferowania. Postać tytułowego bohatera, choć nieźle zagrana, nie jest szczególnie interesująca. Jego relacje z matką, z ukrywaną Żydówką są zaprezentowany w sposób spłycony i bez tej iskry, jaką miała w sobie opowieść o niewiele starszym od Jojo Rickym z "Dzikich łowów".
"Jojo Rabbit" to tylko sympatyczne, czasami zabawne, czasami refleksyjne kino rozrywkowego.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz