The Peanut Butter Falcon (2019)
"Sokół z masłem orzechowym" pokazuje, w jak niewielkim stopniu zmieniła się Ameryka w ciągu ostatnich 100, 150 lat. W jednej ze scen jeden z bohaterów przywołuje nazwisko Marka Twaina. Nie bez powodu. Podróż, jaką odbywają filmowi protagoniści, do złudzenia przypomina bowiem te, jakie odbywali bohaterowie jego opowieści, z Tomem Sawyerem na czele. Ameryka wciąż pełna jest biedaków ledwo wiążących koniec z końcem. Co chwilę można trafić na jakichś wyrzutków, życiowych rozbitków czy też przeróżnych oszołomów, którzy może mają telefony i samochody, ale poza tym są dokładnie tacy sami, jak ich poprzednicy sto lat wcześniej. Sama wyprawa też niewiele się zmieniła. Cel ma tu drugorzędne znaczenie, liczy się sama podróż i to, z kim się ją odbywa. Bo to dzięki towarzyszom w drodze można stać się w pełni sobą, odnaleźć swoją rodzinę i własne miejsce na Ziemi.
"Sokół z masłem orzechowym" niestety niczym nie różni się od setki podobnych filmów drogi, które powstały wcześniej. Bazuje na relacjach między głównymi bohaterami. Dzięki nim w filmie jest i czas na śmiech i czas na łzy wzruszeń. Film ma ciepły klimat i naprawdę przyjemnie się go ogląda. To kinowy odpowiednik comfort food: syci i sprawia, że człowiek dobrze się po nim czuje.
Problem w tym, że nie ma w tym filmie nic osobistego. Reżyserzy odbębniają kolejne punkty z konspektu scenariuszowego wzorcowej opowieści drogi i nic więcej. Są w kopiowaniu bardzo sprawni, ale zabrakło im pomysłów lub energii, by wyjść poza schemat, by nadać historii nowy, świeży kształt. Dlatego też o filmie raczej szybko zapomnę. Ewentualnie zapamiętam z niego jedynie tyle, że zagrał w nim Shia LaBeouf. I zrobił to naprawdę dobrze. Gdyby nie jego pozaekranowe wybryki, nie mam wątpliwości, że byłby dziś jednym z najbardziej docenianych i podziwianych aktorów swojego pokolenia. W ciągu ostatnich paru lat widziałem kilka jego filmowych ról i każda była dobra albo bardzo dobra.
Ocena: 6
"Sokół z masłem orzechowym" niestety niczym nie różni się od setki podobnych filmów drogi, które powstały wcześniej. Bazuje na relacjach między głównymi bohaterami. Dzięki nim w filmie jest i czas na śmiech i czas na łzy wzruszeń. Film ma ciepły klimat i naprawdę przyjemnie się go ogląda. To kinowy odpowiednik comfort food: syci i sprawia, że człowiek dobrze się po nim czuje.
Problem w tym, że nie ma w tym filmie nic osobistego. Reżyserzy odbębniają kolejne punkty z konspektu scenariuszowego wzorcowej opowieści drogi i nic więcej. Są w kopiowaniu bardzo sprawni, ale zabrakło im pomysłów lub energii, by wyjść poza schemat, by nadać historii nowy, świeży kształt. Dlatego też o filmie raczej szybko zapomnę. Ewentualnie zapamiętam z niego jedynie tyle, że zagrał w nim Shia LaBeouf. I zrobił to naprawdę dobrze. Gdyby nie jego pozaekranowe wybryki, nie mam wątpliwości, że byłby dziś jednym z najbardziej docenianych i podziwianych aktorów swojego pokolenia. W ciągu ostatnich paru lat widziałem kilka jego filmowych ról i każda była dobra albo bardzo dobra.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz