What Happened to Monday (2017)
SPOILERY
Cóż, "Siedem sióstr" mogło być naprawdę niezłym filmem SF. Fabuła opiera się na sprawdzonym wzorcu i prowadzona jest w sposób typowy dla klasycznych produkcji tego gatunku, w których ciągłe parcie na posuwanie akcji do przodu jest istotniejsze od tego, by owa akcja miała sens. Jest zagrożenie, jest wysoka stawka, jest totalitarny świat i walka o indywidualną wolność. Do tego film ma niezłą obsadę i ciekawe pomysły na bohaterów.
Dlaczego więc całość okazała się niewypałem? Odpowiedź jest banalnie prosta. "Siedem sióstr" gubi jego tematyka, a dokładniej, jej ambiwalentność. W większości tego typu historii reżim totalitarny ma rozsądne usprawiedliwienie. Często chodzi o ratunek ludzkości przed nią samą (vide "Equilibrium", "Igrzyska śmierci"). Jednak wybrany pretekst jest zawsze trzymany na bardzo dużym stopniu ogólności, a lider/główny antagonista okazuje się karierowiczem, fanatykiem, który wypacza szlachetne być może w innych warunkach idee. "Siedem sióstr" jest inne. Patrząc z boku racje są cały czas po stronie czarnych charakterów. Jedyne, co można im zarzucić, to kłamstwo. Nicolette Cayman pokazana jest nie jako osoba zdeprawowana, lecz autentycznie oddana misji ratowania Ziemi i ludzkości, a środki, jakimi dąży do celu, jej samej ciążą na sumieniu. Nie sposób stawiać ją w jednym rzędzie z Prezydentem Snowem czy Wicekanclerzem Dupontem. Zaś zdrada, która stanowi podstawę filmu, nie jest podyktowana egoistycznymi pobudkami, lecz miłością.
Sama w sobie ta ambiwalencja nie jest oczywiście niczym złym. Wymagała jednak innego podejścia do strony realizatorskiej. Tu potrzebny był ktoś pokroju Jorgosa Lantimosa, kogo nie interesowałyby klisze kina SF, lecz to, jak można je przekształcić w dramat egzystencjalny. Bo tym właśnie powinno być "Siedem sióstr" - głęboką refleksją ważącą racje obu stron, konfrontującą indywidualizmu z dobrem ogółu i ceną, jaką trzeba zapłacić za wybranie którejkolwiek z dróg. Ponieważ jednak Wirkola tego nie zrobił, otrzymałem głupawą narrację z ważnymi pytaniami potraktowanymi przedmiotowo i wyrzuconymi na śmietnik.
Ocena: 5
Cóż, "Siedem sióstr" mogło być naprawdę niezłym filmem SF. Fabuła opiera się na sprawdzonym wzorcu i prowadzona jest w sposób typowy dla klasycznych produkcji tego gatunku, w których ciągłe parcie na posuwanie akcji do przodu jest istotniejsze od tego, by owa akcja miała sens. Jest zagrożenie, jest wysoka stawka, jest totalitarny świat i walka o indywidualną wolność. Do tego film ma niezłą obsadę i ciekawe pomysły na bohaterów.
Dlaczego więc całość okazała się niewypałem? Odpowiedź jest banalnie prosta. "Siedem sióstr" gubi jego tematyka, a dokładniej, jej ambiwalentność. W większości tego typu historii reżim totalitarny ma rozsądne usprawiedliwienie. Często chodzi o ratunek ludzkości przed nią samą (vide "Equilibrium", "Igrzyska śmierci"). Jednak wybrany pretekst jest zawsze trzymany na bardzo dużym stopniu ogólności, a lider/główny antagonista okazuje się karierowiczem, fanatykiem, który wypacza szlachetne być może w innych warunkach idee. "Siedem sióstr" jest inne. Patrząc z boku racje są cały czas po stronie czarnych charakterów. Jedyne, co można im zarzucić, to kłamstwo. Nicolette Cayman pokazana jest nie jako osoba zdeprawowana, lecz autentycznie oddana misji ratowania Ziemi i ludzkości, a środki, jakimi dąży do celu, jej samej ciążą na sumieniu. Nie sposób stawiać ją w jednym rzędzie z Prezydentem Snowem czy Wicekanclerzem Dupontem. Zaś zdrada, która stanowi podstawę filmu, nie jest podyktowana egoistycznymi pobudkami, lecz miłością.
Sama w sobie ta ambiwalencja nie jest oczywiście niczym złym. Wymagała jednak innego podejścia do strony realizatorskiej. Tu potrzebny był ktoś pokroju Jorgosa Lantimosa, kogo nie interesowałyby klisze kina SF, lecz to, jak można je przekształcić w dramat egzystencjalny. Bo tym właśnie powinno być "Siedem sióstr" - głęboką refleksją ważącą racje obu stron, konfrontującą indywidualizmu z dobrem ogółu i ceną, jaką trzeba zapłacić za wybranie którejkolwiek z dróg. Ponieważ jednak Wirkola tego nie zrobił, otrzymałem głupawą narrację z ważnymi pytaniami potraktowanymi przedmiotowo i wyrzuconymi na śmietnik.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz