Gretel & Hansel (2020)
Peter Strickland, Osgood Perkins i Ari Aster sprawiają, że współczesne horrory kinowe mają się niezwykle dobrze. Z tej trójki Perkins wydaje się kimś najnormalniejszym, co ma swoje dobre i złe strony. Oglądając "Małgosię i Jasia" łatwo jestem sobie w stanie wyobrazić Astera, który lepiej od Perkinsa poradziłby sobie z portretami psychologicznymi bohaterów oraz z traumą doświadczenia granicznego, jakim jest wkraczanie w dorosłość. Strickland zapewne zrobiłby z tego znacznie bardziej hipnotyzujące i perwersyjne widowisko. Perkins zadowolił się po prostu nieszablonowym odczytaniem znanej wszystkim baśni. To dużo, ale jednocześnie mało, kiedy rozbudzi się apetyt.
Muszę jednak powiedzieć, że podoba mi się to, w jakim kierunku poszła fabuła "Małgosi i Jasia". Perkins buduje swoją baśń na głęboko zakorzenionym w kulturze europejskiej lęku nad wszystkim co kobiece. Czyni z Małgosi postać archetypicznej Dziewicy, która stoi na krawędzi dorosłości, czując siłę, jaka jest na wyciągnięcie ręki, ale i świadomej ceny, jaką płaci się wraz z porzuceniem dzieciństwa. Po jej bokach stoją: Matka i Wiedźma. Oba te archetypy reżyser w fajny sposób wykorzystał, łącząc je ze sobą i mieszając.
Film jest też atrakcyjny wizualnie. Spodobał mi się zakrzywiony obraz zniekształcający ale i wyostrzające niektóre aspekty świata, w jakim przyszło żyć bohaterce. Perkins naprawdę wie, jak budować klimat mrocznej baśni. Jednak wydaje mi się, że jego opowieść byłaby jeszcze atrakcyjniejsza, gdyby zamiast muzyki elektronicznej poszedł innym tropem. Wardruna, Corvus Corax lub ktoś w podobnym stylu zdecydowanie lepiej by tu pasował.
Niestety słabością filmu Perkinsa jest brak wyrazistości poza samym punktem wyjścia dla fabuły. Historia opowiadana jest sprawnie, ale będąc świeżo po obejrzeniu "In Fabric" Stricklanda, byłem aż za bardzo świadomy tego, jak niewiele z własnego pomysłu wycisnął reżyser "Małgosi i Jasia". Jego film jest estetycznie atrakcyjny, ale też bardzo bezpieczny i trzyma się utartych filmowych ścieżek (nawet jeśli w historii Jasia i Małgosi jawią się one jako coś nowatorskiego). To oczywiście musiało doprowadzić do tego, że z kina wyszedłem z poczuciem niedosytu.
Ocena: 6
Muszę jednak powiedzieć, że podoba mi się to, w jakim kierunku poszła fabuła "Małgosi i Jasia". Perkins buduje swoją baśń na głęboko zakorzenionym w kulturze europejskiej lęku nad wszystkim co kobiece. Czyni z Małgosi postać archetypicznej Dziewicy, która stoi na krawędzi dorosłości, czując siłę, jaka jest na wyciągnięcie ręki, ale i świadomej ceny, jaką płaci się wraz z porzuceniem dzieciństwa. Po jej bokach stoją: Matka i Wiedźma. Oba te archetypy reżyser w fajny sposób wykorzystał, łącząc je ze sobą i mieszając.
Film jest też atrakcyjny wizualnie. Spodobał mi się zakrzywiony obraz zniekształcający ale i wyostrzające niektóre aspekty świata, w jakim przyszło żyć bohaterce. Perkins naprawdę wie, jak budować klimat mrocznej baśni. Jednak wydaje mi się, że jego opowieść byłaby jeszcze atrakcyjniejsza, gdyby zamiast muzyki elektronicznej poszedł innym tropem. Wardruna, Corvus Corax lub ktoś w podobnym stylu zdecydowanie lepiej by tu pasował.
Niestety słabością filmu Perkinsa jest brak wyrazistości poza samym punktem wyjścia dla fabuły. Historia opowiadana jest sprawnie, ale będąc świeżo po obejrzeniu "In Fabric" Stricklanda, byłem aż za bardzo świadomy tego, jak niewiele z własnego pomysłu wycisnął reżyser "Małgosi i Jasia". Jego film jest estetycznie atrakcyjny, ale też bardzo bezpieczny i trzyma się utartych filmowych ścieżek (nawet jeśli w historii Jasia i Małgosi jawią się one jako coś nowatorskiego). To oczywiście musiało doprowadzić do tego, że z kina wyszedłem z poczuciem niedosytu.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz