Un traductor (2018)

Tytułowy bohater filmu to wykładowca uniwersytecki, specjalista od języka rosyjskiego. Jako obywatel Kuby musiał się na co dzień zmagać z wieloma problemami, wśród nich największymi była opieka nad rodziną i praca doktorska, której wciąż nie mógł dokończyć. Pewnego dnia jego życie zmieni się raz na zawsze. Bez wyjaśnienia, bez zapowiedzi jego praca na uniwersytecie zostanie zawieszona. Na rozkaz komunistycznych władz musi się stawić pod wskazany adres, gdzie czeka go nowe zadanie. Okazuje się, że adres to szpital, a on będzie tłumaczem pomagającym w komunikacji między personelem medycznym a pacjentami i ich rodzinami sprowadzonymi z Rosji. To bowiem na Kubę wysłano część osób zmagających się z chorobami wywołanymi katastrofą w Czarnobylu.



Bohater zostanie oddelegowany na oddział pediatrii. Mężczyzna jest kompletnie nieprzygotowany na emocjonalny ciężar, jakim jest bycie świadkiem niewyobrażalnego cierpienia dzieci. W pierwszej chwili chce salwować się ucieczką. Żyje jednak w komunistycznym reżimie i odmowa wykonania polecenia nie wchodzi w rachubę. Bohater więc zaczyna pracować, a że nie potraf być obojętny na cierpienie, które zewsząd go otacza, to niezauważalnie zaczyna zatracać się w pragnieniu niesienia pomocy. Jego psychiczny układ odpornościowy pozbawiony jest przeciwciał, które uchroniłyby go przed utratą dystansu. Im bardziej wsiąka w życie szpitala, tym bardziej oddala się od swoich bliskich, co nie pozostaje bez konsekwencji...

Cieszę się, że "Tłumacza" obejrzałem mając jeszcze świeżo w pamięci "Błąd systemu". W tamtym filmie pełno było osób próbujących pomóc cierpiącej dziecięcej bohaterce. Jednak żaden z dorosłych nie zdobył się na to, by pójść na całość, by wykroczyć poza to, co narzuca system. "Tłumacz" pokazuje, dlaczego tak się tamte postaci zachowywały. Tutaj bowiem widzimy osobę, która nie potrafi pozostawić problemów małych pacjentów w szpitalu i żyć własnym życiem niezależnie od chorych i umierających. Razem filmy te pokazują, że nie ma prostych odpowiedzi i łatwych wskazań. Obie postawy mają swoje plusy i minusy, za każdym razem ktoś będzie cierpiał, komuś nie uda się pomóc. Różnica polega tylko na tym, kto szkodę odniesie.

"Tłumacz" to w dużej mierze film bazujący na epatowaniu dziecięcym cierpieniem, wobec którego nie sposób pozostać obojętnym. Czuć w tym pewien szantaż emocjonalny. Zazwyczaj w takich sytuacjach staję okoniem i z całą mocą odrzucam takie filmy. W tym przypadku jednak uległem. Pomógł na pewno Rodrigo Santoro, który naprawdę świetnie pokazał dramat człowieka bezradnego wobec biologicznej entropii ludzkiego ciała. Jest jednak również w tym filmie pewna intymna wiarygodność, która przez cały seans pozostawała dla mnie zagadką. Dopiero napisy końcowe ją wyjaśniły. Otóż reżyserowie filmu opowiadają w nim historię swojego własnego ojca. Jakimś cudem ich osobiste zaangażowanie znalazło swój wydźwięk w obrazie, co z kolei ja wyłapałem oglądając go i to nastawiło mnie do całość pozytywnie na tyle, bym zignorował niektóre zbyt proste lub łopatologiczne rozwiązania (jak wywrotka na rowerze bohatera). Nie potrafię wskazać, co to konkretnie było, ale okazało się skuteczne.

Ocena: 7

Komentarze

Chętnie czytane

Whiplash (2014)

The Revenant (2015)

En kort en lang (2001)

Dheepan (2015)