Native Son (2019)
Ciekawa mieszanka realistycznego kina społecznego z poetyckim obrazem stanowiącym kontemplację nad tożsamością osobistą w kontekście kulturowych i rasowych paradygmatów wyznaczających granice indywidualnego "Ja".
Bohaterem filmu jest Bigger Thomas, dla przyjaciół Big. To młody Arfoamerykanin, który znajduje się na egzystencjalnym rozdrożu. Z jednej strony chce być jednym z chłopaków z sąsiedztwa, dba więc o odpowiednie relacje społeczne, a z jednym z kumpli nawet planuje napad. Z drugiej strony pod wieloma względami zaprzecza stereotypowemu wizerunkowi czarnoskórych obywateli Ameryki, jak choćby w muzyce, którą słucha. Big żyje iluzją, że wie, kim jest. W rzeczywistości jest rudą żelaza, którą życie dopiero przetopi. Wielki test jest jeszcze przed bohaterem i jak łatwo się domyślić, prawdziwy Big mocno różni się od wyobrażenia, jakie sam ma o sobie.
"Syn swego kraju" przypomina mi trochę "Zaślepionych". Oba filmy próbują opowiedzieć o tym, czym dziś jest bycie czarnoskórym Amerykaninem. Oba czynią to w sposób nieoczywisty, choć to, co mówią jest w zasadzie bardzo oczywiste: o presji otoczenia, zarówno czarnego jak i białego, o niemożliwości bycia sobą w oderwaniu od kontekstu socjoekonomicznego. W obu przypadkach ambicje twórców przerosły ich możliwości. "Syn swego kraju" nie jest kinem spełnionym, a końcówka, choć rozumiem skąd się wzięła, to jednak wydała mi się zbyt przejaskrawiona, bym był w stanie ją bez wahania zaakceptować.
Ocena: 6
Bohaterem filmu jest Bigger Thomas, dla przyjaciół Big. To młody Arfoamerykanin, który znajduje się na egzystencjalnym rozdrożu. Z jednej strony chce być jednym z chłopaków z sąsiedztwa, dba więc o odpowiednie relacje społeczne, a z jednym z kumpli nawet planuje napad. Z drugiej strony pod wieloma względami zaprzecza stereotypowemu wizerunkowi czarnoskórych obywateli Ameryki, jak choćby w muzyce, którą słucha. Big żyje iluzją, że wie, kim jest. W rzeczywistości jest rudą żelaza, którą życie dopiero przetopi. Wielki test jest jeszcze przed bohaterem i jak łatwo się domyślić, prawdziwy Big mocno różni się od wyobrażenia, jakie sam ma o sobie.
"Syn swego kraju" przypomina mi trochę "Zaślepionych". Oba filmy próbują opowiedzieć o tym, czym dziś jest bycie czarnoskórym Amerykaninem. Oba czynią to w sposób nieoczywisty, choć to, co mówią jest w zasadzie bardzo oczywiste: o presji otoczenia, zarówno czarnego jak i białego, o niemożliwości bycia sobą w oderwaniu od kontekstu socjoekonomicznego. W obu przypadkach ambicje twórców przerosły ich możliwości. "Syn swego kraju" nie jest kinem spełnionym, a końcówka, choć rozumiem skąd się wzięła, to jednak wydała mi się zbyt przejaskrawiona, bym był w stanie ją bez wahania zaakceptować.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz