Funny Cow (2017)
Nie od dziś wiadomo, że komicy to najsmutniejsi ludzie na Ziemi. Śmiech, jakim zarażają innych, jest niczym więcej jak reakcją obronną na całe zło świata, którego sami doświadczyli. "Funny Cow" jest właśnie o tym. A także o tym, że od bolesnej przeszłości nie można się uwolnić, bo jeśli nawet udało nam się znaleźć swoje miejsce na ziemi, to jednak dawne cierpienie jest niczym cień, zawsze wlecze się za nami.
"Funny Cow" to opowieść o kobiecie, która bawi ludzi opowiadając żarty, ale jej życie do zabawnych nie należało. W dzieciństwie była bita przez ojca przy całkowitej bierności matki, a kiedy wyrobiła sobie mechanizmy obronne, stały się one powodem jej ostracyzmu przez rówieśników. W dorosłe życie wkroczyła więc odseparowana od świata, wątpiąca w swą wartość, ale uparcie podążała własną ścieżką, na dobre i na złe.
Film nie jest opowieścią jednolitą chronologicznie. Czasy mieszają się ze sobą, co sugeruje, że wydarzenia same w sobie nie mają dla twórców znaczenia, że ich interesuje bardziej bohaterka i to jak doświadczenia życiowe ją kształtują. Jeśli jednak taki był zamiar, to nie do końca się on powiódł. Choć bowiem Maxine Peake zagrała koncertowo, to jej bohaterka nie stała się postacią wyjątkową. Twórcom nie udało się wyjść poza kinowy standard, który po prostu wydaje się mniej jednoznaczny za sprawą chaotycznej chronologii. Zabrakło mi tu jednak emocjonalnego katharsis lub też ciekawie podanych obserwacji socjologicznych. "Funny Cow" to po prostu solidna robota i nic więcej.
Ocena: 5
"Funny Cow" to opowieść o kobiecie, która bawi ludzi opowiadając żarty, ale jej życie do zabawnych nie należało. W dzieciństwie była bita przez ojca przy całkowitej bierności matki, a kiedy wyrobiła sobie mechanizmy obronne, stały się one powodem jej ostracyzmu przez rówieśników. W dorosłe życie wkroczyła więc odseparowana od świata, wątpiąca w swą wartość, ale uparcie podążała własną ścieżką, na dobre i na złe.
Film nie jest opowieścią jednolitą chronologicznie. Czasy mieszają się ze sobą, co sugeruje, że wydarzenia same w sobie nie mają dla twórców znaczenia, że ich interesuje bardziej bohaterka i to jak doświadczenia życiowe ją kształtują. Jeśli jednak taki był zamiar, to nie do końca się on powiódł. Choć bowiem Maxine Peake zagrała koncertowo, to jej bohaterka nie stała się postacią wyjątkową. Twórcom nie udało się wyjść poza kinowy standard, który po prostu wydaje się mniej jednoznaczny za sprawą chaotycznej chronologii. Zabrakło mi tu jednak emocjonalnego katharsis lub też ciekawie podanych obserwacji socjologicznych. "Funny Cow" to po prostu solidna robota i nic więcej.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz