Sir (2018)
Takich historii było w kinie wiele. On jest bogatym, młodym, atrakcyjnym mężczyzną o otwarty, choć teraz złamanym sercu. Ona pochodzi ze wsi, jest jego służącą, jest młoda, ale już doświadczona życiowa, co jednak nie powstrzymuje ją od marzeń o lepszej przyszłości. Ich początkowa relacja jest oparta na obojętności. Z czasem wymieniane tu i ówdzie zdania sprawią, że poznają się lepiej. To zaś doprowadzi do rozkwitu uczucia...
A jednak "Sir" nie jest typową opowieścią o miłości rodzącej się ponad podziałami społecznymi. Rohena Gera nie ulega urokowi iluzji i pozostaje w swej opowieści mocno zakorzeniona w realiach indyjskiej egzystencji. To historia pragmatyczna, która ukazuje, że czyste uczucie i szlachetne intencje nie zawsze wystarczają, kiedy w grę wchodzi życie społeczne. "Sir" pokazuje, że nie egzystujemy w próżni. I kiedy pewne granice zostają przekroczone nawet ja, choć uwielbiam niepoprawnie romantyczne rozwiązania, czułem się dyskomfortowo. To, że reżyserce udało się wzbudzić we mnie taką reakcję, uważam za jej największe osiągnięcie.
Co ciekawe, dogłębny pragmatyzm opowieści nie przeszkadza jej w byciu ciepłą, uroczą bajką. "Sir" jest niczym akwarelowy obraz - ma w sobie zaskakującą delikatność, a poszczególne sceny budowane są z prostych elementów. Nie ma tu szalonych ekscesów komediowych ani wybujałych obrazów ekspresji uczuć, co jest częste w tego typu filmach. I jak się okazuje, nie było ku temu powodu. Reżyserka poradziła sobie i bez nich.
Nie znaczy to jednak, że "Sir" jest filmem bez wad. Oglądając go czułem, że jest to pełnometrażowy debiut fabularny Gery. Czasami tempo zgrzyta. Słabiej wypadają sceny rozgrywające się poza mieszkaniem. Zaś drugoplanowe postacie w dużej mierze są drewnianymi, ledwo ociosanymi kołkami. Wszystko to są rzeczy, które można na szczęście łatwo poprawić wraz z nabytym doświadczeniem.
Ocena: 6
A jednak "Sir" nie jest typową opowieścią o miłości rodzącej się ponad podziałami społecznymi. Rohena Gera nie ulega urokowi iluzji i pozostaje w swej opowieści mocno zakorzeniona w realiach indyjskiej egzystencji. To historia pragmatyczna, która ukazuje, że czyste uczucie i szlachetne intencje nie zawsze wystarczają, kiedy w grę wchodzi życie społeczne. "Sir" pokazuje, że nie egzystujemy w próżni. I kiedy pewne granice zostają przekroczone nawet ja, choć uwielbiam niepoprawnie romantyczne rozwiązania, czułem się dyskomfortowo. To, że reżyserce udało się wzbudzić we mnie taką reakcję, uważam za jej największe osiągnięcie.
Co ciekawe, dogłębny pragmatyzm opowieści nie przeszkadza jej w byciu ciepłą, uroczą bajką. "Sir" jest niczym akwarelowy obraz - ma w sobie zaskakującą delikatność, a poszczególne sceny budowane są z prostych elementów. Nie ma tu szalonych ekscesów komediowych ani wybujałych obrazów ekspresji uczuć, co jest częste w tego typu filmach. I jak się okazuje, nie było ku temu powodu. Reżyserka poradziła sobie i bez nich.
Nie znaczy to jednak, że "Sir" jest filmem bez wad. Oglądając go czułem, że jest to pełnometrażowy debiut fabularny Gery. Czasami tempo zgrzyta. Słabiej wypadają sceny rozgrywające się poza mieszkaniem. Zaś drugoplanowe postacie w dużej mierze są drewnianymi, ledwo ociosanymi kołkami. Wszystko to są rzeczy, które można na szczęście łatwo poprawić wraz z nabytym doświadczeniem.
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz