The Nightingale (2018)
Nie wiem, dlaczego to wciąż robi na mnie wrażeni, ale znów dałem się zaskoczyć tym, jak dobre kręcą w Australii westerny. A przecież w ostatnim czasie widziałem już kilka udanych westernowych produkcji z antypodów. To, co Australijczykom wychodzi najlepiej, to przekształcenie tego gatunku w mroczną baśń, której podstawowymi elementami są trudy codziennego życia, walka z ciemiężycielami i pyrrusowe zwycięstwa.
Akcja "The Nightingale" rozgrywa się w pierwszej połowie XIX wieku na wyspie dziś znanej jako Tasmania, ale wtedy funkcjonującej pod nazwą Ziemia van Diemena. Było to miejsce zamieszkane przez Aborygenów, brytyjskich żołnierzy oraz więźniów zesłanych tu przez władze angielskie. Główną bohaterką jest Irlandka, której wyrok dobiegł już końca, ale młody porucznik wciąż nie wykonał papierkowej roboty niezbędnej do odzyskania przez nią wolności. Zamiast tego gwałci ją i szantażuje, podczas gdy jej mąż staje się coraz bardziej niespokojny. W końcu dochodzi do tragedii, z której cudem kobieta uszła z życiem. Teraz jej celem jest zemsta, a do tego będzie jej potrzebny tubylec, którego początkowo traktuje z taką pogardą, z jaką sama była traktowana przez Brytyjczyków.
"The Nightingale" oferuje dość klasyczną opowieść o tym, jak to dwójka nieznajomych podczas wspólnej wędrówki poznaje siebie i z wrogów stają się sojusznikami. To również historia pragnienia zemsty, które jednak ma swoje granice i które niczego nie rozwiązuje, niczego nie daje, nawet satysfakcji. To opowieść o oprawcach i ofiarach kolonialnego systemu, o beznadziei w obliczu brutalności świata i okruchach altruizmu, które kwitną pomimo całego zła.
Siłą filmu jest nie tyle sama historia, co raczej sposób jej przekazania przez reżyserkę. Kent stawia na tradycyjny sposób snucia opowieści. Historia bywa miejscami wstrząsająca, w innych jest wzruszająca, ale reżyserka nie daje się ponieść pokusie sztucznego podkręcania emocji. Jej narracja jest opanowana, miarowa, co ma w sobie ów hipnotyzujący element niepostrzeżenie wciągający odbiorcę do świata przedstawionego. "The Nightingale" jest zarazem opowieścią przyziemną jak i poetycką. I to właśnie nadaje filmowi wyjątkowego charakteru.
Ocena: 7
Akcja "The Nightingale" rozgrywa się w pierwszej połowie XIX wieku na wyspie dziś znanej jako Tasmania, ale wtedy funkcjonującej pod nazwą Ziemia van Diemena. Było to miejsce zamieszkane przez Aborygenów, brytyjskich żołnierzy oraz więźniów zesłanych tu przez władze angielskie. Główną bohaterką jest Irlandka, której wyrok dobiegł już końca, ale młody porucznik wciąż nie wykonał papierkowej roboty niezbędnej do odzyskania przez nią wolności. Zamiast tego gwałci ją i szantażuje, podczas gdy jej mąż staje się coraz bardziej niespokojny. W końcu dochodzi do tragedii, z której cudem kobieta uszła z życiem. Teraz jej celem jest zemsta, a do tego będzie jej potrzebny tubylec, którego początkowo traktuje z taką pogardą, z jaką sama była traktowana przez Brytyjczyków.
"The Nightingale" oferuje dość klasyczną opowieść o tym, jak to dwójka nieznajomych podczas wspólnej wędrówki poznaje siebie i z wrogów stają się sojusznikami. To również historia pragnienia zemsty, które jednak ma swoje granice i które niczego nie rozwiązuje, niczego nie daje, nawet satysfakcji. To opowieść o oprawcach i ofiarach kolonialnego systemu, o beznadziei w obliczu brutalności świata i okruchach altruizmu, które kwitną pomimo całego zła.
Siłą filmu jest nie tyle sama historia, co raczej sposób jej przekazania przez reżyserkę. Kent stawia na tradycyjny sposób snucia opowieści. Historia bywa miejscami wstrząsająca, w innych jest wzruszająca, ale reżyserka nie daje się ponieść pokusie sztucznego podkręcania emocji. Jej narracja jest opanowana, miarowa, co ma w sobie ów hipnotyzujący element niepostrzeżenie wciągający odbiorcę do świata przedstawionego. "The Nightingale" jest zarazem opowieścią przyziemną jak i poetycką. I to właśnie nadaje filmowi wyjątkowego charakteru.
Ocena: 7
Komentarze
Prześlij komentarz