The Wedding Guest (2018)
Zaczyna się obiecująco. Oto obserwujemy młodego Anglika pochodzącego z subkontynentu indyjskiego. Widzimy jego przygotowania do podróży do Pakistanu, a potem jego działania na miejscu. Z każdą chwilą coraz wyraźniej widz zdaje sobie sprawę z tego, coś się kroi. Bohater ma kilka paszportów, każde na inne nazwisko. W Pakistanie wynajmuje kilka samochodów, kupuje też broń. W końcu widzimy, jak porywa kobietę, która właśnie miała zostać wydana za mąż w zaaranżowanym małżeństwie. Kobieta początkowo reaguje typowo dla osoby porwanej. Wkrótce jednak okazuje się, że nie ma nic przeciwko porwaniu. Bycie żoną było dla niej gorszą opcją...
Do tego momentu wszystko z "Gościem weselnym" było w porządku. I gdyby na tym film się zakończył, uznałbym go za solidną, lekko przewrotną krótkometrażówkę. Niestety Winterbottom postanowił ciągnąć historię, choć nie miał na nią wystarczająco mocnego pomysły. Symuluje więc, że ma coś do powiedzenia, decydując się na popadnięcie w najgłębsze z możliwych narracyjne koleiny. Pozwolił, żeby między parą bohaterów nawiązało się uczucie.
Niestety Dev Patel i Radhika Apte nie wnoszą nic, co dawałoby widzom pretekst do pominięcia banalności i mechaniczności tej części opowieści. Ich ekranowe relacje są poprawne, ale nie ma w tym uczucia, które uczyniłoby mnie ślepym na całą resztę. A przecież bardzo łatwo przyszłoby mi zignorowanie tej reszty, ponieważ w zasadzie jej nie ma. Akcja jest miałka, obowiązkowe w niej zwroty słabiutko nakreślone. Aż prosiło się o to, by ją zignorować i skupić się na czymś innym. Niestety alternatywy nie było. Została więc nuda, nuda, nuda.
Ocena: 5
Do tego momentu wszystko z "Gościem weselnym" było w porządku. I gdyby na tym film się zakończył, uznałbym go za solidną, lekko przewrotną krótkometrażówkę. Niestety Winterbottom postanowił ciągnąć historię, choć nie miał na nią wystarczająco mocnego pomysły. Symuluje więc, że ma coś do powiedzenia, decydując się na popadnięcie w najgłębsze z możliwych narracyjne koleiny. Pozwolił, żeby między parą bohaterów nawiązało się uczucie.
Niestety Dev Patel i Radhika Apte nie wnoszą nic, co dawałoby widzom pretekst do pominięcia banalności i mechaniczności tej części opowieści. Ich ekranowe relacje są poprawne, ale nie ma w tym uczucia, które uczyniłoby mnie ślepym na całą resztę. A przecież bardzo łatwo przyszłoby mi zignorowanie tej reszty, ponieważ w zasadzie jej nie ma. Akcja jest miałka, obowiązkowe w niej zwroty słabiutko nakreślone. Aż prosiło się o to, by ją zignorować i skupić się na czymś innym. Niestety alternatywy nie było. Została więc nuda, nuda, nuda.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz