Genèse (2018)
'Geneza" to opowieść o miłości młodych ludzi. A raczej o problemach związanych z miłością. Brzmi oklepanie, prawda? I niestety taki też jest film.
Prawie całość "Genezy" składa się z dwóch przeplatających się historii. Ich bohaterami jest rodzeństwo Charlotte i Guillaume. Każde z nich przeżyje w ciągu najbliższych miesięcy burzę egzystencjalną, kryzys emocjonalny. Oboje zostaną postawieni w sytuacjach trudnych.
W przypadku Charlotte tym, co wywoła lawinę, będą słowa jej chłopaka, który na jej zdanie o wiecznej miłości odpowie, że nie może jej tego zagwarantować, że może lepiej byłoby, gdyby zaakceptowali naturę i zdecydowali się na otwarty związek. Chłopak jest intelektualistą-artystą. Wypowiedziane słowa miały charakter czysto teoretyczny. Dziewczyna jednak wzięła je mocno do siebie. Zwątpiła w uczucie i zaczęła podejmować decyzje, z których każda okazywała się gorsza od poprzedniej.
Jej brat miał się niewiele lepiej. W jego przypadku punktem zapalnym stało się uświadomienie sobie, że być może czuje coś więcej do swojego najlepszego kumpla niż przyjaźń. Ta świadomość najpierw oddziela go od reszty grupy, choć udaje mu się początkowo zachowywać pozory. Potem jednak zacznie podejmować decyzje, z których każda okazywała się gorsza od poprzedniej.
To podwojenie tematyczne nie przekłada się jednak na dodaną wartość artystyczną. Większość scen nie wychodzi poza oklepane w kinie sytuacje. Czasami twórcom zdarzało się wpaść na coś mniej oczywistego (oklaski na lekcji angielskiego i to, co nastąpiło później). Ku mojemu zdumieniu nie było to jednak rozwijane i rozmywało się w przeciętności całej reszty.
Najbardziej zdziwiło mnie jednak to, że kiedy fabuła dobiegła do swego naturalnego końca, film trwał jeszcze ładnych 20 minut. Ten czas poświęcony został na opowiedzenie zupełnie innej historii. Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Jeśli opowieść o letniej miłości na wakacyjnym obozie tak bardzo przypadła twórcom do gustu, powinni ją puścić jako odrębną krótkometrażówkę, a nie na siłę doczepiać do filmu, który stanowił zamkniętą całość.
Z drugiej strony, gdyby nie te 20 minut, o "Genezie" pewnie już bym zapomniał. Ta dodatkowa historia była tak zaskakującym dodatkiem, że w oczywisty sposób musiała ze mną pozostać.
Ocena: 5
Prawie całość "Genezy" składa się z dwóch przeplatających się historii. Ich bohaterami jest rodzeństwo Charlotte i Guillaume. Każde z nich przeżyje w ciągu najbliższych miesięcy burzę egzystencjalną, kryzys emocjonalny. Oboje zostaną postawieni w sytuacjach trudnych.
W przypadku Charlotte tym, co wywoła lawinę, będą słowa jej chłopaka, który na jej zdanie o wiecznej miłości odpowie, że nie może jej tego zagwarantować, że może lepiej byłoby, gdyby zaakceptowali naturę i zdecydowali się na otwarty związek. Chłopak jest intelektualistą-artystą. Wypowiedziane słowa miały charakter czysto teoretyczny. Dziewczyna jednak wzięła je mocno do siebie. Zwątpiła w uczucie i zaczęła podejmować decyzje, z których każda okazywała się gorsza od poprzedniej.
Jej brat miał się niewiele lepiej. W jego przypadku punktem zapalnym stało się uświadomienie sobie, że być może czuje coś więcej do swojego najlepszego kumpla niż przyjaźń. Ta świadomość najpierw oddziela go od reszty grupy, choć udaje mu się początkowo zachowywać pozory. Potem jednak zacznie podejmować decyzje, z których każda okazywała się gorsza od poprzedniej.
To podwojenie tematyczne nie przekłada się jednak na dodaną wartość artystyczną. Większość scen nie wychodzi poza oklepane w kinie sytuacje. Czasami twórcom zdarzało się wpaść na coś mniej oczywistego (oklaski na lekcji angielskiego i to, co nastąpiło później). Ku mojemu zdumieniu nie było to jednak rozwijane i rozmywało się w przeciętności całej reszty.
Najbardziej zdziwiło mnie jednak to, że kiedy fabuła dobiegła do swego naturalnego końca, film trwał jeszcze ładnych 20 minut. Ten czas poświęcony został na opowiedzenie zupełnie innej historii. Nie rozumiem, dlaczego tak się stało. Jeśli opowieść o letniej miłości na wakacyjnym obozie tak bardzo przypadła twórcom do gustu, powinni ją puścić jako odrębną krótkometrażówkę, a nie na siłę doczepiać do filmu, który stanowił zamkniętą całość.
Z drugiej strony, gdyby nie te 20 minut, o "Genezie" pewnie już bym zapomniał. Ta dodatkowa historia była tak zaskakującym dodatkiem, że w oczywisty sposób musiała ze mną pozostać.
Ocena: 5
Komentarze
Prześlij komentarz