El reino (2018)
Manuel jest czołowym politykiem partii rządzącej. Już ma bogatą w sukcesy karierę, ale największe osiągnięcia zdają się być przed nim. Wtedy jednak wybucha skandal. Jeden z jego politycznych kumpli zostaje przyłapany. Padają oskarżenia o defraudowanie pieniędzy, korupcję. Początkowo Manuel zdaje się być bezpieczny. Niestety wkrótce to na nim skupi się burza. Partia zamierza zmusić go, by przyjął winę i w ten sposób uratował ją i jej władzę. Ale Manuel nie czuje się szczególnie winny. Nie robił nic, czego nie robiliby inni członkowie partii. Dlaczego ma za nich kłaść głowę pod topór? Manuel postanawia walczyć o swoje...
"Królestwo" to mocno schematyczny thriller opowiadający o walce jednostki z systemem. Lubię takie filmy, ale w innym wydaniu, gdzie bohater ma sprytny plan i zręcznie wykorzystuje mechanizmy systemu, by go zniszczyć od środka. Manuel chciałby być kimś takim, ale nie jest. Jego działania są chaotyczne, kolejne przedsięwzięcia nie osiągają zamierzonego celu. Potrafi przetrwać, ale nie potrafi zwyciężać.
Taki bohater mógł dać ciekawy film, ale "Królestwo" nim nie jest. Za mało jest tu psychologii, a za dużo chaotycznych działań. Nie czułem narastającej desperacji, nie słyszałem tykającego zegara odliczającego godziny do klęski. Film jest prezentowany w sposób standardowy dla tego schematu fabularnego, więc bohater zamiast przykuwać moją uwagę raczej mnie męczył i frustrował.
Jakby tego było mało, reżyser w finale zmienia śpiewkę i zaczyna opowiadać zupełnie inną historię. Dwa końcowe monologi to wojna na argumenty, postawy, to próba sił, kto ma większą wolę i hart ducha. Oglądając tę scenę pomyślałem sobie, że to powinien być początek "Królestwa", że cały film powinien być wywiadem na żywo, w którym dziennikarka i polityk atakują się wzajemnie, a każde z nich raz jest moralnym bohaterem, by za chwilę stać się skorumpowanym trybikiem w wielkiej maszynie polityczno-społeczno-kulturalnej tworzącej państwo. Niestety, nie takim filmem jest "Królestwo".
Ocena: 6
"Królestwo" to mocno schematyczny thriller opowiadający o walce jednostki z systemem. Lubię takie filmy, ale w innym wydaniu, gdzie bohater ma sprytny plan i zręcznie wykorzystuje mechanizmy systemu, by go zniszczyć od środka. Manuel chciałby być kimś takim, ale nie jest. Jego działania są chaotyczne, kolejne przedsięwzięcia nie osiągają zamierzonego celu. Potrafi przetrwać, ale nie potrafi zwyciężać.
Taki bohater mógł dać ciekawy film, ale "Królestwo" nim nie jest. Za mało jest tu psychologii, a za dużo chaotycznych działań. Nie czułem narastającej desperacji, nie słyszałem tykającego zegara odliczającego godziny do klęski. Film jest prezentowany w sposób standardowy dla tego schematu fabularnego, więc bohater zamiast przykuwać moją uwagę raczej mnie męczył i frustrował.
Jakby tego było mało, reżyser w finale zmienia śpiewkę i zaczyna opowiadać zupełnie inną historię. Dwa końcowe monologi to wojna na argumenty, postawy, to próba sił, kto ma większą wolę i hart ducha. Oglądając tę scenę pomyślałem sobie, że to powinien być początek "Królestwa", że cały film powinien być wywiadem na żywo, w którym dziennikarka i polityk atakują się wzajemnie, a każde z nich raz jest moralnym bohaterem, by za chwilę stać się skorumpowanym trybikiem w wielkiej maszynie polityczno-społeczno-kulturalnej tworzącej państwo. Niestety, nie takim filmem jest "Królestwo".
Ocena: 6
Komentarze
Prześlij komentarz